Ostrzegł natomiast, że "brak włączenia opozycji w prezydencję może rząd drogo kosztować". Przywołał przykład premiera obecnie sprawujących prezydencję Węgier, Viktora Orbana, krytykowanego w UE od pierwszych dni prezydencji m.in. za ustawę medialną, zmiany w uprawnieniach trybunału konstytucyjnego. - Jeżeli nie będzie współpracy z opozycją i choćby frakcją socjalistów tutaj (w PE), to to, co się stało z premierem Węgier, może stać się również z premierem Polski. Chodzi o to, żeby wokół priorytetów premier budował większość w polskim parlamencie i w Europie - powiedział.
- Jeśli więc Donald Tusk zbuduje porozumienie z większością sił, to wsparcie na pewno dostanie. Bez względu na to, kto jest u sterów rządów, to sukces prezydencji spadnie nie na rządzących, ale na Polskę - dodał, podkreślając wielokrotnie, że SLD to formacja "propaństwowa" i "proeuropejska", która rozumie, że udana prezydencja "wzmocni nasza pozycję w UE". Pytany, czy to podejście przełoży się także na rozmowy koalicyjne po wyborach, przyznał, że "ciężko mu jest sobie wyobrazić koalicję" z PiS, jako formacją antyeuropejską i formacją jednego tematu: katastrofy w Smoleńsku. W dalszej części debaty nie wykluczył jednak rozmów z PiS, kiedy jeden z doradców tej frakcji zaprotestował przeciwko określaniu PiS jako partii antyeuropejskiej.
Donald Tusk zapowiedział na wtorkowej konferencji prasowej budowanie wokół polskiej prezydencji i jej głównych zadań "ogólnonarodowego politycznego porozumienia". Dodał, że być może jeszcze w tym tygodniu uda się zorganizować spotkanie, na którym będzie prosił liderów opozycji o pomoc w sprawie polskiego przewodnictwa w Radzie UE.
pap, ps