Dorn zapewnia: Kaczyński nie zbierał haków na opozycję

Dorn zapewnia: Kaczyński nie zbierał haków na opozycję

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ludwik Dorn (fot. Wprost) Źródło: Wprost
Były wicepremier i były szef MSWiA w rządzie PiS Ludwik Dorn zeznał przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, że za rządów PiS nie prowadzono żadnych działań w celu skompromitowania opozycji politycznej. Dorn wystąpił jako świadek w procesie o ochronę dóbr osobistych, jaki były minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wytoczył dziennikarce "Polityki" i wydawcy tego tygodnika za tekst "Jak PiS zbierał haki".
- Nie były prowadzone żadne śledztwa ze względu na zamiar skompromitowania przeciwników politycznych. Nic mi nie wiadomo, aby organom ścigania były zlecane jakiekolwiek wytyczne do specjalnego poszukiwania takich materiałów. W ramach zasady równego traktowania wszystkich wobec prawa były natomiast dochodzenia zwalczające przestępczość - zeznał były minister spraw wewnętrznych i administracji. Dorn dodał, że uczestniczył co najmniej raz w spotkaniu z ówczesnym premierem Jarosławem Kaczyńskim, który dawał wskazówki, jak postępować w przypadkach, gdy w śledztwach pojawią się nazwiska polityków opozycji. - Jarosław Kaczyński mówił wtedy: "słuchajcie można wyjść z zarzutami tylko wtedy, gdy dowody będą więcej niż 100-procentowe, tego wymaga sprawiedliwość, przyzwoitość oraz rozum polityczny. Jeśli w takiej sprawie popełnimy najmniejszy błąd, to nas zarąbią" - tak Dorn relacjonował przed sądem wypowiedzi byłego premiera.

Na rozprawie w sądzie nie stawili się, wezwani na świadków poseł PO Mirosław Drzewiecki, a także były szef CBA Mariusz Kamiński i były wicepremier i minister edukacji narodowej Roman Giertych, którzy usprawiedliwili swoją nieobecność.

W artykule "Jak PiS zbierał haki", który ukazał się 28 lutego 2010 r. w wydaniu internetowym "Polityki", Bianka Mikołajewska opisała zeznania Janusza Kaczmarka złożone przez niego po wybuchu tzw. afery gruntowej przed sejmową komisją ds. służb specjalnych, a później odczytane wszystkim posłom podczas utajnionego posiedzenia Sejmu. "Polityka" napisała, że według Kaczmarka wszystkie sprawy z prokuratury, w których pojawiały się nazwiska znanych polityków, trafiały na biurko Ziobry. Tak miało być np. z historią mężczyzny, który zgłosił się do prokuratury i twierdził, że został wykorzystany seksualnie przez polityków SLD Wojciecha Olejniczaka i Krzysztofa Janika. Kaczmarek zeznał, że Ziobro miał wówczas zwrócić się do dwóch zaprzyjaźnionych dziennikarzy o opisanie tej sprawy, tak aby prokuratura na podstawie doniesień prasowych mogła wszcząć śledztwo. Według artykułu, Kaczmarek twierdził też, że politycy PiS interesowali się rzekomym zażywaniem narkotyków przez jednego z najbliższych współpracowników Donalda Tuska, późniejszego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego.

Ziobro domaga się przeprosin od dziennikarki "Polityki" i wydawcy tygodnika na stronach internetowych tego czasopisma oraz "Gazety Wyborczej". Oprócz byłego ministra sprawiedliwości powodem w tym procesie jest także partia Prawo i Sprawiedliwość.

PAP, arb