Sikorski podkreślał w piątek w Radiu Zet, że nie otrzymał jeszcze pisma posłów PiS w sprawie ambasadora na Słowacji. Minister zwrócił uwagę, że Krawczyk to wieloletni współpracownik Lecha Kaczyńskiego, więc "nie jest to człowiek o jakiejś radykalnej ideologii". Szef MSZ podkreślił, że list podpisany przez Krawczyka podpisało również 19 innych ambasadorów, w tym USA. - (Krawczyk - red.) tłumaczył, że było to wyrazem poparcia dla wolności zgromadzeń i wolności słowa - dodał Sikorski.
Jednak, w ocenie ministra, to, co podpisał ambasador "idzie trochę dalej". Dodał, że gdyby Krawczyk zapytał go o instrukcje, to on "nie aprobowałby sytuacji popierania jakiegoś ruchu politycznego w innym kraju w sposób publiczny, co innego, gdyby na Słowacji była zagrożona wolność słowa, wolność zgromadzeń, ale tak nie jest". - Wydaje mi się, że jeżeli ambasador zgodnie z własnym sumieniem podpisał coś, co interpretował tak, inni mogą interpretować inaczej, to jest kwestia do dyskusji, ale nie mam żadnych informacji jakoby Słowacja czuła się obrażona - powiedział minister. Sikorski, dopytywany, czy on sam podpisałby taki list odparł: "nie wiem, zależałoby to od szczegółów, Słowacja jest krajem demokratycznym, członkiem UE, ja nie miałbym domniemania, że władze Słowackie złamią czyjeś prawa obywatelskie".
Sam ambasador tłumaczył w czwartek, że wspólne oświadczenie grupy dwudziestu ambasadorów akredytowanych w Bratysławie "było tylko i wyłącznie wyrazem poparcia dla możliwości pokojowego zamanifestowania swoich poglądów przez jedną z grup społecznych - w tym przypadku mniejszość seksualną - a zatem wyrazem poparcia dla jednej z podstawowych swobód obywatelskich, jaką jest wolność wypowiedzi".pap, ps, "Radio Zet"