Minister sprawiedliwości nie chciał się odnosić do zarzutów zawartych w raporcie, tłumacząc, że jeszcze nie zapoznał się z nim szczegółowo. Powiedział jednak, że jego zdaniem formalne zakończenie prac związanych z ewentualnym wnioskiem o postawienie przed Trybunał nie jest możliwe do końca tej kadencji.
Daleka droga
- Dzisiaj jesteśmy na etapie wstępnego projektu raportu, który przedstawia - zgodnie z regulaminem Sejmu - przewodniczący komisji. Po przedstawieniu (raport - red.) najpierw musi zostać przyjęty przez komisję, i to większością dwóch trzecich głosów w zakresie ewentualnie zarzutu popełnienia czynu naruszającego konstytucję. Po przyjęciu takiego wniosku grupa posłów, w liczbie co najmniej 115, może wystąpić z wstępnym wnioskiem o pociągnięcie do odpowiedzialności. Z kolei komisja odpowiedzialności konstytucyjnej ma następnie czas, żeby rozpocząć prace nad wnioskiem. Później musi dać czas co najmniej 30 dni osobom, których dotyczy, na złożenie pisemnych wyjaśnień - tłumaczył w Radiu Zet Kwiatkowski.
- Być może chodzi o to, że jeżeli wniosek będzie mieć nadany bieg - oczywiście po przyjęciu przez grupę co najmniej 115 posłów - to nie zostanie niejako wyrzucony (wniosek - red.) do kosza, tylko w kolejnej kadencji procedura zostanie uruchomiona od nowa - dodał minister.
"To wymaga indywidualnej oceny"
Pytany, czy zarzuty są na tyle mocne, by uzasadniały wniosek o postawienie przed Trybunałem byłego premiera i byłego ministra sprawiedliwości, Kwiatkowski zaznaczył, że część z tych zarzutów wymaga szczegółowego wyjaśnienia, a każdy "indywidualnej oceny". Kwiatkowski zaznaczył, że nie będzie namawiał posłów PO ani do podpisania się pod wnioskiem, ani do niepodpisywania się pod nim. Powiedział też, że zawsze uważał, iż "sejmowe komisje śledcze powinny kończyć swoje prace sprawozdaniem". - I dobrze, że tak jest, chociaż trzeba wyrazić pewne zaskoczenie, dlaczego to się dzieje na kilka miesięcy przed końcem kadencji. Szczególnie, że ta komisja pracowała ponad 3,5 roku - dodał.
Samobójstwo Blidy
Blida zmarła 25 kwietnia 2007 r., gdy w łazience swojego domu w Siemianowicach Śląskich strzeliła do siebie z rewolweru. Stało się to po tym, jak do jej domu weszło trzech funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Mieli oni prokuratorski nakaz - wydany przez śledczych Prokuratury Okręgowej w Katowicach - przeszukania mieszkania i zatrzymania byłej posłanki. Jej nazwisko miało przewijać się w tzw. aferze węglowej. Tego dnia zatrzymywano też inne osoby w związku ze śledztwami dotyczącymi nieprawidłowości w przemyśle węglowym.
Komisję śledczą badającą sprawę Blidy Sejm powołał w grudniu 2007 r. Jej pierwsze posiedzenie odbyło się w styczniu roku następnego. Do tej pory komisja odbyła 83 posiedzenia i przesłuchała kilkudziesięciu świadków m.in. prokuratorów, funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz przedstawicieli najwyższych władz z lat 2005-2007 z ówczesnym premierem Jarosławem Kaczyńskim na czele.
zew, PAP