Bogdan Klich w rozmowie z "Polską The Times" nie chce odpowiedzieć na pytanie, czy - jeśli PO wygra wybory - pozostanie na stanowisku szefa resortu obrony. - Bez względu na to, kto będzie nowym ministrem, będzie opierał się na tym, co zostało zrobione podczas mojego urzędowania - podkreśla jednak.
- Udało się przeprowadzić skutecznie program profesjonalizacji armii, co oznacza, że mamy dziś wojsko zawodowe funkcjonujące w nowym otoczeniu. Kończymy też program "Armia 2012" polegający na łączeniu niektórych jednostek, wzmacnianiu lub likwidacji innych. Chodzi o to, żeby na koniec tego roku więcej było jednostek walczących, a mniej zabezpieczających. Nowy minister powinien też kontynuować rozpoczęte już projekty - mówi o swoich dokonaniach Klich. Dopytywany, czy sam będzie miał szanse je kontynuować odpowiada, że "ministrowie mają kadencje czteroletnie". - Nie jestem prorokiem, w związku z tym nie chcę spekulować o przyszłości - podkreśla. I zapewnia, że "nie zastanawiał się nad tym" czy chciałby dalej być ministrem, ponieważ "koncentruje się na pracy".
Pytany o katastrofę smoleńską szef resortu obrony zapewnia, że "bierze odpowiedzialność za wszystkie decyzje, które podejmował". Dodaje jednak, że "w żaden sposób nie uczestniczył w procesie decyzyjnym przy organizacji i przygotowaniach do tego lotu". - Potwierdzają to odpowiednie dokumenty, które wielokrotnie publicznie prezentowałem. Prawo nie dopuszcza, aby minister obrony włączał się w jakikolwiek sposób w przygotowania lotów VIP-owskich mających status HEAD. Mówią o tym jednoznacznie porozumienie z 2004 r. i instrukcja o lotach HEAD z 2009 r. - tłumaczy. - Przed publikacją raportu zespołu ministra Jerzego Millera trzeba się wstrzymać z osądami. Przypomnę jednak, że już w 2008 r. wspólnie z moimi współpracownikami ministrem Czesławem Piątasem i świętej pamięci gen. Franciszkiem Gągorem podjęliśmy zdecydowane działania na rzecz przestrzegania przez żołnierzy regulaminów, norm i programów szkoleniowych - dodaje.
Pytany o katastrofę smoleńską szef resortu obrony zapewnia, że "bierze odpowiedzialność za wszystkie decyzje, które podejmował". Dodaje jednak, że "w żaden sposób nie uczestniczył w procesie decyzyjnym przy organizacji i przygotowaniach do tego lotu". - Potwierdzają to odpowiednie dokumenty, które wielokrotnie publicznie prezentowałem. Prawo nie dopuszcza, aby minister obrony włączał się w jakikolwiek sposób w przygotowania lotów VIP-owskich mających status HEAD. Mówią o tym jednoznacznie porozumienie z 2004 r. i instrukcja o lotach HEAD z 2009 r. - tłumaczy. - Przed publikacją raportu zespołu ministra Jerzego Millera trzeba się wstrzymać z osądami. Przypomnę jednak, że już w 2008 r. wspólnie z moimi współpracownikami ministrem Czesławem Piątasem i świętej pamięci gen. Franciszkiem Gągorem podjęliśmy zdecydowane działania na rzecz przestrzegania przez żołnierzy regulaminów, norm i programów szkoleniowych - dodaje.
- Czekam na raport Millera z niecierpliwością. Bo powinien on potwierdzić wiarygodność tych słów - zapewnia Klich.
arb, Polska The Times