Zarobki w europarlamencie są trochę zbyt wysokie - przyznaje eurodeputowany Marek Migalski. W rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" podkreśla jednak, że pieniądze, które sam otrzymuje z Brukseli "zarabia, a nie kradnie".
Migalski odniósł się w ten sposób do informacji jakoby w czasie pracy w europarlamencie odłożył aż 315 tysięcy euro. - To pomyłka, którą właśnie prostuję w swoim oświadczeniu. Mam połowę tej kwoty - podkreśla. Przyznaje, że pieniądze te "mogą robić wrażenie". - Nie mam syndromu utracjusza. Odkładam na czarną godzinę - tłumaczy, choć twierdzi jednocześnie, że "nie ma wielkich zdolności do oszczędzania". - Pieniądze, które zarabiam w PE, po prostu są dość duże - podsumowuje.
"Dziennik Zachodni", arb