W tym roku po raz pierwszy w uroczystościach w Jedwabnem mają wziąć udział hierarchowie Kościoła katolickiego. Wiele środowisk oczekuje, że może to być przełom w trwającej od dziesięciu lat swoistej izolacji mieszkańców Jedwabnego, którzy nie uczestniczą w uroczystościach rocznicowych, nie chcą rozmawiać o tamtych wydarzeniach. Dr Jerzy Milewski z IPN w Białymstoku uważa, że po wielkiej wrzawie w mediach jaka w sprawie pogromów Żydów przetoczyła się 10 lat temu, dziś można ocenić, że skończyło się na mówieniu o potrzebie dialogu. Ukazało się wiele rzetelnych publikacji naukowych - przypomina uczony - ale liczne środowiska nie przyjmują prawdy o tamtych wydarzeniach. Brakuje też programów edukacyjnych dla młodych ludzi i obecności tematu w podręcznikach szkolnych. - Niestety muszę powiedzieć, że ponieśliśmy porażkę. Jak na razie nic z tego nie wyszło. Wina leży po wielu stronach, być może też nasza aktywność była dość słaba, ale jakby nie było widać sojuszników we władzach administracyjnych ani samorządowych do tego, aby w jakiś racjonalny sposób podejść do tych tragicznych wydarzeń - ocenia Milewski. Uważa on, że "nastąpiło okopanie się na własnych pozycjach".
Milewski uważa, że zmiana stanowiska Kościoła w sprawie Jedwabnego "na pewno byłaby implusem do zmiany podejścia" do tamtych historycznych wydarzeń, bo mogłaby wpłynąć także na lokalne władze. - To co się stało kilkadziesiąt lat temu nie zależało przecież od nas obecnie żyjących, ale to co się dzieje teraz świadczy o nas - mówi Milewski. Podkreśla, że to grupa Polaków "zdradziła Polskę i poszła na współpracę z Niemcami", którzy byli inspiratorami tej zbrodni, dlatego trzeba być solidarnym z ofiarami. - Nie potępiamy Jedwabnego, Radziłowa, Wąsosza, tylko tych, którzy mordowali - podkreśla uczony.
Burmistrz Jedwabnego Krzysztof Moenke zapowiedział już, że nie weźmie udziału w uroczystościach rocznicowych 10 lipca. Uważa on, że zainteresowanie miastem jest okazywane jedynie przed kolejnymi rocznicami mordu, a między nimi go nie widać. Brakuje mu spotkań i dyskusji na temat tego, co się wydarzyło w 1941 roku. - Ja od iluś lat powtarzam, że miała być dyskusja "po", miały być spotkania na ten temat. Po każdym dziesiątym lipca rok leci, 365 dni, i pod koniec czerwca znowu są telefony w sprawie rocznicy. Z różnych środowisk były te obietnice spotkań, w tym ze środowisk żydowskich - ubolewa burmistrz Jedwabnego. W jego ocenie, 10 lat temu przez miasto przetoczyła się "nawałnica" medialna. - Ludzie odebrali to źle - podkreśla Moenke. I dodaje, że jako burmistrz dba o wszystkie cmentarze wojenne, które "są systematycznie porządkowane i są w dobrej kondycji". - Życie się toczy, w Jedwabnem o tym się nie mówi - podsumowuje.
Przewodniczący Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP Piotr Kadlcik mówi, że nie bardzo rozumie dlaczego mieszkańcy Jedwabnego nie przychodzą na lipcowe uroczystości. - To jest część ich historii. W historii absolutnie każdego narodu istnieją chwile, z których możemy być dumni i takie, których możemy się wstydzić. Natomiast wielkość narodu zasadza się na umiejętności mówienia i o jednych i o drugich przypadkach. Pewne rzeczy stały się historycznie i jeżeli mówi się o tym bez jakiegoś histerycznego zadęcia, to o tym można spokojnie rozmawiać - podkreśla. Według Kadlcika dialog jest trudny, bo wciąż pokutują w społeczeństwie przekazy z czasów komunistycznych, przedstawiające Polaków jako tych, którzy „albo walczą z najeźdźcą albo ratują Żydów, w najgorszym przypadku przechowują ulotki lub szmuglują mięso ze wsi". - Natomiast wiadomo, że nie jest to prawda. Cała masa ludzi starała się po prostu przeżyć. Myśmy się przyzwyczaili do pewnego obrazu i kiedy nam ktoś ten obraz psuje mówiąc, że nie do końca jest tak, reagujemy nerwowo - twierdzi Kadlcik.
PAP, arb