Skarb Państwa tylko przez pierwsze siedem lat obowiązywania systemu planuje na nim zarobić ponad 14 mld zł. E-myto płacą ciężarówki i samochody osobowe z przyczepą o dopuszczalnej masie całkowitej przekraczającej trzy i pół tony oraz autobusy niezależnie od ich masy. Stawki opłaty wynoszą od 0,20 zł do 0,53 zł za kilometr przejazdu autostradami i drogami ekspresowymi oraz od 0,16 zł do 0,42 zł za kilometr dla pozostałych dróg krajowych.
Przed wjazdem na płatne odcinki dróg, właściciele samochodów, za które trzeba płacić, muszą zarejestrować się w systemie i wypożyczyć urządzenie Viabox, które nalicza przejechane kilometry. Mandat za jazdę bez urządzenia wynosi 3 tys. zł, a kara w przypadku niepełnej opłaty to 1,5 tys. zł.
Sprawdzaniem, czy kierowcy ciężarówek płacą za przejazd płatnymi odcinkami dróg, zajmuje się głównie inspekcja drogowa. Jak powiedział PAP rzecznik Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego Alvin Gajadhur, przez kilka dni obowiązywania systemu tylko w Wielkopolsce inspektorzy odnotowali kilkanaście ciężarówek, które omijały płatne odcinki tras drogami, które nie są przystosowane do ruchu ciężarowego. Przewoźników ukarano karami administracyjnymi, których łączna suma przekroczyła 50 tys. zł. Dodał, że sygnały o takich przypadkach inspekcja dostaje najczęściej od okolicznych mieszkańców i władz lokalnych.
- Jeżeli przykładowo samochód ciężarowy o dziesięciotonowym nacisku na oś omija płatne odcinki drogami, gdzie ruch takich pojazdów jest dozwolony, to nie ma podstaw do ukarania takiego kierowcy. Jednak jeśli ciężarówka, aby nie płacić, wybiera dajmy na to drogę gminną, gdzie dopuszczalny nacisk na oś wynosi 8 ton, to wtedy inspektorzy mogą nałożyć karę - powiedział rzecznik. Jak wyjaśnił, wysokość takiej kary będzie zależała od tego, o ile za ciężki jest samochód. - Zdarzają się takie rekordowe przypadki, że pojazdy miewają nawet nacisk na oś dwukrotnie za duży. Wystawiane są wtedy kary nawet na kilkadziesiąt tys. zł. Jednak tak przeciążone ciężarówki nie mogłyby wjechać nawet na płatne odcinki dróg - zauważył.
Wdrażająca system e-myta austriacka firma Kapsch budowała systemy opłat także w Austrii i Czechach. Rzeczniczka projektu e-myta Dorota Prochowicz powiedziała PAP, że z doświadczeń firmy w tych krajach wynika, że przez kilka tygodni po uruchomieniu systemu kierowcy omijają drogi, na których pobierane są opłaty. - Jednak po tym czasie okazuje się, że oszczędności są niewielkie w stosunku do straconego czasu czy opóźnień dostaw, więc kierowcy wracają - powiedziała Prochowicz. Rzeczniczka wyjaśniła, że do tej pory z właścicielami firm transportowych i kierowcami podpisano ok. 117,5 tys. umów i wydano im ok. 360 tys. urządzeń Viabox. Kapsch szacuje, że w sumie kierowcom wyda ok. 450-470 tys. urządzeń. - Jednak nie zdziwimy się, jeśli będzie to dużo więcej - powiedziała rzeczniczka.
pap, ps