Klich odniósł się do nieoficjalnych informacji "Newsweeka", według których tuż przed katastrofą piloci próbowali poderwać samolot przy użyciu przycisku automatycznego. Miało im się to nie udać, bo przycisk wcześniej nie został aktywowany. - Słyszałem dywagacje na ten temat. Nie mogę w tej chwili potwierdzić, że tak rzeczywiście było, ale nie może to być bezpośrednią przyczyną katastrofy, bo to wszystko działo się za późno, kiedy piloci przekroczyli wysokość decyzji. Nie można tego traktować jako jedynej bezpośredniej przyczyny, bo wtedy byśmy nie wyciągnęli właściwych wniosków - powiedział Klich w rozmowie z Polsat News. Pytany o "nieuzbrojenie" przycisku automatycznego odejścia Klich powiedział, że jest to elementarna wiedza dotycząca bezpieczeństwa. - Tylko trzeba popatrzyć teraz, jak to było w instrukcjach, które piloci znali - zastrzegł. - Pamiętam, że wielka dyskusja była już w Moskwie specjalistów rosyjskich i naszych specjalistów. Nikt naprawdę nie wiedział, jak ten samolot zareaguje, a właściwie było takie zdanie, że samolot nie odejdzie z automatu, jeśli nie ma systemu ILS - podkreślił ekspert.
Edmund Klich ocenił, że rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej powinny poznać raport przed jego oficjalną prezentacją. - Rodziny powinny poznać raport wcześniej, ale bez prawa dyskusji nad tym raportem, bez prawa wnoszenia uwag. W dniu, w którym to będzie ogłoszone, rano powinny się spotkać rodziny - przekonywał. Pułkownik zaznaczył, że wie, iż były pewne problemy z tłumaczeniem raportu komisji Millera. - To muszą sprawdzić jeszcze eksperci, nie tylko tłumacze, ale także eksperci, którzy znają język angielski, ale język specyficzny, lotniczy i wiem, że nad tym raportem pracowali jeszcze w ubiegłym tygodniu - podkreślił.
Raport polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej liczy ponad 300 stron. Jerzy Miller przekazał go premierowi osobiście pod koniec czerwca. Raport ma zostać upubliczniony po zakończeniu tłumaczeń na język angielski i rosyjski.
PAP, arb