- To było po prostu absurdalne prawo, bubel prawny, który powinien był zostać obalony - ocenił rzecznik SLD Tomasz Kalita. Dodał, że lewica bała się, iż organy państwa mogły nadgorliwie interpretować uchylone przez TK przepisy, co jego zdaniem mogło dotknąć np. osoby noszące koszulki z wizerunkiem Ernesto "Che" Guevary. Z kolei poseł Tadeusz Iwiński, który reprezentował wnioskodawców przed TK, podkreślał, że problemem w uchylonych przepisach był brak określenia, co to jest symbolika komunistyczna. Funkcjonowanie przepisów dotyczących symboliki komunistycznej mogło zdaniem Iwińskiego doprowadzić do rozbiórki Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie albo socrealistycznej zabudowy stołecznego pl. Konstytucji. Zdaniem Iwińskiego orzeczenie TK jest ważne także dlatego, że pokazuje, iż należy dbać o jasność przepisów.
TK badał uchwaloną w 2009 r. nowelizację Kodeksu karnego. Przed tą zmianą kodeks przewidywał karanie jedynie za publiczne propagowanie "faszyzmu lub innego ustroju totalitarnego" albo nawoływanie do nienawiści, np. na tle różnic narodowościowych. Kodeks nie wymieniał natomiast komunizmu. Trybunał uznał za niezgodny z konstytucją fragment jednego z kwestionowanych przez SLD przepisów. Składa się on z dwóch części. Pierwsza przewiduje karanie za - jak to określił przedstawiciel Prokuratora Generalnego - samo przygotowanie do propagowania totalitaryzmu lub nawoływania do nienawiści. Druga część tego samego przepisu mówi, że karze podlega też ten, kto przygotowuje do rozpowszechniania - np. przez produkcję lub przechowywanie - druk, nagranie lub inny przedmiot będący "nośnikiem symboliki faszystowskiej, komunistycznej lub innej totalitarnej". To właśnie tę drugą część kwestionowanego przez SLD przepisu Trybunał uznał za niekonstytucyjną m.in. ze względu na niejasne sformułowania.
PAP, arb