Według PJN, zabezpieczenia przeciwpowodziowe powinny być finansowane przez Skarb Państwa. Poncyljusz zwrócił uwagę, że samorządy nie mają pieniędzy w swych budżetach, by finansować naprawę wałów i budowę infrastruktury zabezpieczającej. - To Skarb Państwa powinien wziąć za to odpowiedzialność. Wtedy jest jasne, kto za to odpowiada, że muszą się na to znaleźć pieniądze w budżecie państwa, a nie się zrzuca odpowiedzialność na niższe szczeble administracji - stwierdził.
Władze nie budują infrastruktury
Druga rzecz - mówił wiceprezes PJN - to polityka prewencyjna. - Jedyne, co się w tej chwili robi, to naprawia się szkody po powodziach. Nie ma żadnych pieniędzy na budowę infrastruktury, która pozwałaby nam czuć się bezpiecznie - zaznaczył. Dlatego - podkreślił polityk - jego partia proponuje fundusz klęsk żywiołowych i katastrof, który miałby finansować "budowę zabezpieczeń, ale i skutki klęsk żywiołowych". - Fundusz pozwoliłby na kumulowanie pieniędzy niezależnie od roku budżetowego - zaznaczył.
Kolejna propozycja partii to stworzenie systemu ubezpieczeń wzajemnych. - Wielu rolników nie ubezpiecza swych upraw, bo te ubezpieczenia są dość drogie - tłumaczył Poncyljusz. - Fundusz ubezpieczeń wzajemnych zakładałby, że jeśli pieniądze nie zostały wykorzystane w ramach naprawy jakichś szkód popowodziowych czy po klęskach żywiołowych, wracałyby do ubezpieczonego lub tworzyły pulę, która powoduje, że w kolejnym roku ubezpieczony musi zapłacić mniej, by w tym systemie funkcjonować - tłumaczył.
PJN chce zmian w prawie
PJN proponuje także, by w ustawie o zarządzaniu kryzysowym było jasno zapisane, że jedyną instytucją koordynującą zarządzanie kryzysowe było Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Według PJN, należy też doprecyzować przepisy ustawy o stanie klęski żywiołowej, by była tam szczegółowa lista, w jakich sytuacjach władze muszą wprowadzić stan klęski żywiołowej. Jak mówił Poncyljusz, w system zarządzania kryzysowego powinny zostać także włączone WOPR i GOPR. Tłumaczył, że choć organizacje te włączają się do działania w sytuacjach kryzysowych, to nikt im za to nie płaci, bo są poza systemem. Poncyljusz zapowiedział, że jego partia swe propozycje przekuje w projekt ustawy.
26 dni bez raportu
Polityk pytany był także o słowa premiera Donalda Tuska, który powiedział w czwartek, że uznaje datę 29 lipca za dzień prezentacji raportu komisji ministra SWiA Jerzego Millera na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. Premier podkreślił, że z umowy z tłumaczami, którzy przekładają raport na rosyjski i angielski wynika, iż 29 lipca jest terminem, w którym wszystko ma być gotowe. Donald Tusk jest w posiadaniu raportu od 26 dni. Obywatele nie dostali szansy, by zapoznać się z ustaleniami komisji Millera. Oficjalne tłumaczenie rządu: nie można upublicznić raportu (jest w języku polskim), dopóki nie przetłumaczy się go na rosyjski i angielski.
"PJN w tym udziału nie weźmie"
Według Poncyljusza, Polska ma tłumaczy i "każdy inny dokument byłby już dawno przetłumaczony". - Nie mam wątpliwości, że to termin polityczny. Chodzi o jedno - tak Donaldowi Tuskowi, jak i Jarosławowi Kaczyńskiemu zależy na tym, by w trakcie kampanii wyborczej o niczym innym nie mówić tylko o tragedii smoleńskiej, podzielić Polaków na zwolenników raportu Millera i raportu Macierewicza. Jak oświadczył, PJN "nie będzie brał w tym udziału".
Pytany był też o raport NIK dotyczącym katastrofy, o którym napisała piątkowa "Rzeczpospolita". Według gazety, praca nad nim jest bliska zakończenia. - Po wszelkich perypetiach, które nastąpiły po 10 kwietnia odnośnie wyjaśnienia przyczyn katastrofy, wygląda na to, że najbardziej wiarygodną instytucją, która może badać wszystko, co związane z sytuacją w polskim lotnictwie jest NIK - ocenił szef klubu PJN. Jak dodał, jego partia w przyszłym tygodniu "powoła się na inny raport zespołu ekspertów niezależnych". Dopytywany, co to za raport, powiedział że został on już opublikowany, "ale przeszedł bez echa".
zew, PAP