Prokuratura poinformowała, że oskarżeni o spowodowanie wypadku mężczyźni pracowali w firmie, która zajmowała się rozładunkiem wagonów towarowych. Według rzecznika Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wlkp. Dariusza Domareckiego, podejrzani samodzielnie podjęli decyzję o odłączeniu lokomotywy od wagonów towarowych i zwolnieniu blokady hamulcowej. Spowodowało to ruszenie składu, który wykoleił się i uderzył w budynek mieszkalny. Zarzut postawiono 19-letniemu operatorowi koparki i 19-letniemu synowi właściciela firmy rozładunkowej oraz ich 17-letniemu pomocnikowi, który był pierwszy dzień w pracy.
Domarecki podkreślił, że podejrzani nie kwestionują, iż rozłączyli wagony od lokomotywy i zwolnili hamulce. - Jednak każda z tych osób inaczej przedstawia przebieg tego zdarzenia: kto miał podjąć decyzję, kto fizycznie hamulce miał zwalniać - dodał. Zaznaczył, że gdy obsługa opuszczała pociąg, skład był połączony z lokomotywą, a hamulce zaciągnięte.
Domarecki dodał, że w trakcie prac zepsuła się koparka, ale mężczyźni zdecydowali się kontynuować rozładunek, choć pod nieobecność obsługi pociągu nie byli do tego uprawnieni. Ich działanie tłumaczył tym, że chcieli jeszcze tego samego dnia zakończyć wyładunek kruszywa. Podejrzani jako pierwsi zauważyli, że skład odjeżdża. Na miejsce starał się wtedy dojechać ojciec jednego z nich - właściciel firmy rozładunkowej. Domarecki dodał, że nastawniczy na stacji zauważył pędzące wagony w ostatniej chwili, kiedy nie było już czasu na reakcję. Prokuratura nie jest jeszcze w stanie dokładnie określić, z jaką prędkością poruszał się skład.
28 lipca po ponad dobie strażakom udało się wydobyć ciała dwóch osób, które zginęły po tym, jak w ich dom uderzyły wagony towarowe. 75-letnia kobieta i 55-letni mężczyzna znajdowali się w mieszkaniu na parterze, w które wbił się jeden z siedmiu wagonów. W domu mieszkało w sumie dziesięć osób - mieszkańcy, którzy przeżyli katastrofę przebywają obecnie u rodziny i znajomych. Na razie nie przyjęli zastępczych mieszkań oferowanych przez PKP, bo znajdują się one 10-15 km od Zwierzyna.
Skład, który wjechał do środka budynku na razie nie będzie wyciągany. Po zakończeniu prac zabezpieczających dom zostanie przekazany zarządcy, czyli PKP. Decyzje, co stanie się z tym budynkiem, zapadną po zakończeniu prac i wydaniu opinii przez rzeczoznawcę.zew, PAP, arb