MAK odpowiada na raport Millera. "Gen. Błasik mógł wywierać presję na załogę"
Płk Klich nie zgadza się z jedną z głównych tez MAK, zgodnie z którą polscy piloci za wszelką cenę chcieli lądować i dopiero po ujrzeniu ziemi próbowali odejść na drugi krąg. - Według moich ocen piloci wykonali odejście dużo wcześniej, samolot był już jednak zbyt nisko. Opóźnienie wynikło z tego, że chcieli wykonać odejście w automacie i stracili te cenne cztery sekundy, które w efekcie doprowadziły do tego, że już byli za nisko - wyjaśnił Klich.
Według byłego akredytowanego przy MAK "bardzo dziwna" jest dokonana przez rosyjskich ekspertów ocena działania rosyjskiego kontrolera i urządzeń na podsmoleńskim lotnisku. - Myślę, że tu Rosjanie unikają prawdy - stwierdził Klich. Jego zdaniem zbyt późno została przez rosyjskiego kontrolera podana komenda "horyzont". - Została ona podana jak gdyby według odległości, a nie wysokości. Wtedy samolot był w stosunku do pasa bodaj na dwóch metrach. Nie zostało to wyjaśnione - podkreślił.
Strona polska dysponuje taśmami z zarejestrowanymi rozmowami rosyjskich kontrolerów. Nie ma natomiast taśmy wideo, na której powinny być zarejestrowane zdjęcia tego, co widział kontroler na ekranach urządzeń. - Na nasz wniosek powiedziano, że taśmy się zacięły. Chcieliśmy te zacięte taśmy, też nam ich nie przekazano - podkreślił płk Klich. Polski ekspert skomentował też oblot rosyjskiego lotniska już po katastrofie, bez udziału przedstawicieli strony polskiej. - Myśmy nie chcieli lecieć tym samolotem, ale obserwować ekrany radarów, nawet nie na stanowisku kierowania, żeby nie przeszkadzać, ale Rosjanie nie zgodzili się. Omówienie wyników oblotu było nieprecyzyjne i niechlujne, dlatego nie złożyliśmy podpisów pod wspólnym przyjęciem wyników oblotu - podkreślił. Odmowa udziału obserwacji oblotu uniemożliwiła stronie polskiej ocenę stanu technicznego urządzeń na lotnisku i pracy kontrolera - przekonywał szef Polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych.
PAP, arb