Adwokatowi towarzyszył ojciec, Marek Dubieniecki. - Moja rodzina, mój syn ma już tego dosyć, tego szpiegowania dziennikarzy, podchodzenia, robienia ukradkiem zdjęć. Pan Słomczyński (Tomasz Słomczyński - reporter "Dziennika Bałtyckiego", pokrzywdzony w sprawie) prowokował syna, kilkakrotnie do niego wydzwaniał - oświadczył ojciec oskarżonego.
Wszczęte w marcu przez rzecznika dyscyplinarnego ORA postępowanie dotyczyło dwóch wypowiedzi Dubienieckiego dla mediów. Dziennikarka "Polityki" miała usłyszeć od męża Marty Kaczyńskiej, że to, czy będzie on prowadził swoją kancelarię z panem M., czy z gangsterem "Słowikiem", to jest jego prywatna sprawa. Natomiast dziennikarzom tytułu "Polska Dziennik Bałtycki" Dubieniecki - pytany o spółkę ze skazanym za wyłudzenie Adamem S., którego ułaskawił prezydent Lech Kaczyński - miał powiedzieć m.in.: "Jakby pan do mnie przyszedł do kancelarii i poprosił o komentarz, to dostałby pan w dziób za takie pytanie i za czelność, że pan do mnie dzwoni". Dopytywany dalej, wulgarnie zakończył rozmowę: "niech się pan odp...". Zapis tej ostatniej rozmowy dziennikarze przekazali gdańskiej Okręgowej Radzie Adwokackiej. O ukaranie adwokata wnioskuje rzecznik dyscyplinarny gdańskiej Rady. Marcinowi Dubienieckiemu może grozić nawet odebranie praw do wykonywania zawodu.
PAP, arb