Protestujący stoczniowcy ze Stoczni Szczecińskiej żądają, by przyjechał do nich premier. Chcą powrotu do pracy i wypłaty zaległych pensji.
Około półtora tysiąca stoczniowców protestowało przed gmachem zarządu stoczni.
Pracownicy Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA zebrali się przed siedzibą zarządu firmy około godziny ósmej rano. Czekali na informację z rozmów zarządu firmy z premierem Leszkiem Millerem. Wiceprezes ds. produkcji Grzegorz Huszcz, który wyszedł do protestujących, powiedział, że władze stoczni pojechały do Warszawy "po nadzieję".
Do stoczniowców przyjechał także wicewojewoda zachodniopomorski Andrzej Durka. Powiedział, że w czwartkowych rozmowach z premierem w Warszawie "po raz pierwszy reprezentowane są wszystkie siły zaangażowane w rozstrzygnięcie konfliktu". Stoczniowcy wygwizdali wicewojewodę i Durka odjechał.
Do zgromadzonych chciał przemówić działacz Samoobrony Zenon Iwaszkiewicz. Kiedy się przedstawił, stoczniowcy wyrwali mu mikrofon krzycząc: "Bez polityki!" i zepchnęli go ze schodów.
Do protestujących przyszedł też Marian Jurczyk, przywódca strajku stoczni w 1980 roku, były senator i były prezydent Szczecina. Stoczniowcy sami telefonicznie poprosili go o przybycie. Jurczyk zaapelował, by zachowali spokój i poczekali na zakończenie rozmów przedstawicieli stoczni z premierem.
Stoczniowcy zawiązali komitet negocjacyjny. W jego skład weszło 18 osób: wybrani przez wiecujących przedstawiciele różnych spółek należących do holdingu oraz Marian Jurczyk. Komitet ma się zająć koordynowaniem postulatów i żądań wysuwanych przez stoczniowców.
Po półgodzinnym spotkaniu komitet przedstawił wiecującym żądania skierowane do premiera: "Żądamy natychmiastowego przybycia premiera do Stoczni Szczecińskiej i rozmowy z przedstawicielami załogi. Żądamy podjęcia decyzji, które pozwolą na powrót do pracy i otrzymania zaległych płac".
Komitet zastrzegł sobie wybór dalszej formy protestu. Postanowił też obradować nadal i formułować dalsze postulaty. Przedstawiciel komitetu Janusz Gajek powiedział zgromadzonym przed stocznią, żeby rozeszli się do domu, a w piątek o godz. 9 rano mają przyjść ponownie na plac przed gmachem zarządu, aby otrzymać informacje o wynikach rozmów w Warszawie.
Stoczniowcy od 4 marca przebywają na tzw. postojowym. Nie wypłacono im pensji za marzec i kwiecień. Stocznia Szczecińska utraciła płynność finansową w październiku ubiegłego roku i stara się o uzyskanie kredytów z banków, co umożliwiłoby wznowienie produkcji.
W czwartek po spotkaniu przedstawicieli stoczni z premierem i członkami rządu minister skarbu Wiesław Kaczmarek poinformował, że została podpisana umowa o wycofaniu się ze spółki grupy inwestorów prywatnych i przekazaniu ich udziałów Skarbowi Państwa. Jak wyjaśnił minister Kaczmarek, Skarb Państwa chce przejąć kontrolę nad Stocznią Szczecin, nabywając ponad połowę jej udziałów za symboliczną kwotę.
W strukturach nadzorczych i zarządzających stoczni znalazłoby się konsorcjum banków, aby móc kontrolować sposób wydatkowania pieniędzy, które deklaruje zorganizować na rzecz wyjścia spółki z kryzysu - powiedział Kaczmarek. Jego zdaniem, po interwencji Skarbu Państwa realne uruchomienie Stoczni Szczecin możliwe byłoby z początkiem lipca tego roku.
Jak zapowiedział Kaczmarek, zmieni się też zarząd i rada nadzorcza spółki.
Rozmowy przedstawicieli Stoczni Szczecińskiej i rządu trwają.
nat, pap
Pracownicy Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA zebrali się przed siedzibą zarządu firmy około godziny ósmej rano. Czekali na informację z rozmów zarządu firmy z premierem Leszkiem Millerem. Wiceprezes ds. produkcji Grzegorz Huszcz, który wyszedł do protestujących, powiedział, że władze stoczni pojechały do Warszawy "po nadzieję".
Do stoczniowców przyjechał także wicewojewoda zachodniopomorski Andrzej Durka. Powiedział, że w czwartkowych rozmowach z premierem w Warszawie "po raz pierwszy reprezentowane są wszystkie siły zaangażowane w rozstrzygnięcie konfliktu". Stoczniowcy wygwizdali wicewojewodę i Durka odjechał.
Do zgromadzonych chciał przemówić działacz Samoobrony Zenon Iwaszkiewicz. Kiedy się przedstawił, stoczniowcy wyrwali mu mikrofon krzycząc: "Bez polityki!" i zepchnęli go ze schodów.
Do protestujących przyszedł też Marian Jurczyk, przywódca strajku stoczni w 1980 roku, były senator i były prezydent Szczecina. Stoczniowcy sami telefonicznie poprosili go o przybycie. Jurczyk zaapelował, by zachowali spokój i poczekali na zakończenie rozmów przedstawicieli stoczni z premierem.
Stoczniowcy zawiązali komitet negocjacyjny. W jego skład weszło 18 osób: wybrani przez wiecujących przedstawiciele różnych spółek należących do holdingu oraz Marian Jurczyk. Komitet ma się zająć koordynowaniem postulatów i żądań wysuwanych przez stoczniowców.
Po półgodzinnym spotkaniu komitet przedstawił wiecującym żądania skierowane do premiera: "Żądamy natychmiastowego przybycia premiera do Stoczni Szczecińskiej i rozmowy z przedstawicielami załogi. Żądamy podjęcia decyzji, które pozwolą na powrót do pracy i otrzymania zaległych płac".
Komitet zastrzegł sobie wybór dalszej formy protestu. Postanowił też obradować nadal i formułować dalsze postulaty. Przedstawiciel komitetu Janusz Gajek powiedział zgromadzonym przed stocznią, żeby rozeszli się do domu, a w piątek o godz. 9 rano mają przyjść ponownie na plac przed gmachem zarządu, aby otrzymać informacje o wynikach rozmów w Warszawie.
Stoczniowcy od 4 marca przebywają na tzw. postojowym. Nie wypłacono im pensji za marzec i kwiecień. Stocznia Szczecińska utraciła płynność finansową w październiku ubiegłego roku i stara się o uzyskanie kredytów z banków, co umożliwiłoby wznowienie produkcji.
W czwartek po spotkaniu przedstawicieli stoczni z premierem i członkami rządu minister skarbu Wiesław Kaczmarek poinformował, że została podpisana umowa o wycofaniu się ze spółki grupy inwestorów prywatnych i przekazaniu ich udziałów Skarbowi Państwa. Jak wyjaśnił minister Kaczmarek, Skarb Państwa chce przejąć kontrolę nad Stocznią Szczecin, nabywając ponad połowę jej udziałów za symboliczną kwotę.
W strukturach nadzorczych i zarządzających stoczni znalazłoby się konsorcjum banków, aby móc kontrolować sposób wydatkowania pieniędzy, które deklaruje zorganizować na rzecz wyjścia spółki z kryzysu - powiedział Kaczmarek. Jego zdaniem, po interwencji Skarbu Państwa realne uruchomienie Stoczni Szczecin możliwe byłoby z początkiem lipca tego roku.
Jak zapowiedział Kaczmarek, zmieni się też zarząd i rada nadzorcza spółki.
Rozmowy przedstawicieli Stoczni Szczecińskiej i rządu trwają.
nat, pap