- Gdy na przykład strona rosyjska nie odczytała pewnego fragmentu rozmów w kokpicie, a strona polska odczytała, to do tego nie są potrzebne spotkania ministrów, tylko spotkania osób, które zawodowo trudnią się tego typu ekspertyzami. I do takich spotkań zmierza polska strona – wyjaśnił Miller.
"Szkolenie, szkolenie, szkolenie"
Pytany o to, czy ogłoszone w czwartek rozformowanie 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego i dymisje oficerów w siłach powietrznych oraz w resorcie obrony są konsekwencją raportu komisji, szef MSWiA ocenił, że może to być konsekwencja postawionej przez komisję diagnozy, zgodnie z którą za wypadek odpowiada nie stan samolotu, ale przygotowanie personelu. - Jest to konsekwencja w znaczeniu takim, że raport powiedział, iż nie zawiodła maszyna, tylko zawiodło przygotowanie personelu - i rosyjskiego na lotnisku, i polskiego w kokpicie. A w związku z tym dopatruję się w tej decyzji odczytania tej diagnozy – szkolenie, szkolenie i jeszcze raz szkolenie – skomentował Miller.
Decyzje personalne poza komisją
Minister nie chciał komentować decyzji o rozformowaniu specpułku i dymisjach w wojsku. Podkreślił, że kierowana przez niego komisja miała zbadać przyczyny i okoliczności wypadku oraz zaproponować sposoby ustrzeżenia się takich katastrof w przyszłości. - Komisja nigdy się nie zajmuje jakimikolwiek decyzjami personalnymi ani organizacyjnymi. To wykracza poza kompetencje komisji. Jako były przewodniczący nie komentuję rzeczy, którymi się komisja nie zajmowała - podkreślił Miller.
10 kwietnia 2010 r.
Do rozformowanego specpułku należał Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia ubiegłego roku pod Smoleńskiem. Zginęło 96 osób - prezydent Lech Kaczyński z małżonką, członkowie rodzin pomordowanych w Katyniu, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni, osoby towarzyszące delegacji i załoga samolotu. Raport komisji Millera ujawnił liczne nieprawidłowości po stronie polskiej oraz wskazał na odpowiedzialność rosyjskich kontrolerów lotu.
zew, PAP