- Mamy też dwa Embrayery i to oznacza, że utrzymywaliśmy dwa systemy jednocześnie - system komercyjny i wojskowy. Wydaje mi się, że wczoraj zdecydowaliśmy się, iż będziemy używać jednego systemu, tzn. komercyjnego. Z punktu widzenia podatnika jest to racjonalniejsze. Bo żeby mógł funkcjonować pułk, to trzeba by mu było kupić samoloty. A np. sześć małych odrzutowców, to jest wydatek rzędu 900 milionów złotych - więc tego wydatku sobie oszczędzamy. I mam nadzieję, że będzie oznaczało, iż media i społeczeństwo uznają, że od czasu do czasu rząd - ten następny, każdy - będzie potrzebował szybko wsiąść do samolotu i gdzieś polecieć - dodał Sikorski. Jak przyznał, oznacza to wyższe koszty bezpośrednie, jednostkowe, ale jednocześnie unika się "bardzo dużych kosztów stałych, tzn. kupna samolotów i obsługiwania pułku".
Na uwagę, że w sytuacjach nadzwyczajnych może się zdarzyć, iż nie będzie samolotu, który będzie można wysłać w dane miejsce, Sikorski odparł: - Będziemy dzierżawić. Proszę pamiętać, że na przykład do transportu wojskowego mamy wykupioną w systemie NATO-wskim pewną ilość godzin - to są bodajże Globemastery - gdzie kraje członkowskie dzielą się w ramach roku budżetowego ilością godzin. Ten system można powiększyć, więc taki samolot będzie mógł polecieć dla nas, z naszej działki godzin, że tak powiem".
Pytany, czy w takim razie prezydent Bronisław Komorowski będzie leciał z przesiadką do Chin (wizytę zaplanowano na koniec tego roku - red.), Sikorski powiedział: - To nie byłoby nic nowego. "Tutki" miały swoje, jak mawia klasyk, plusy dodatnie i plusy ujemne. Pamiętamy o przygodach, jakie były z podróżą do Mongolii, do Chin. "Tutki" są szybkie, ale paliwożerne, więc to wymagało dużej ilości przesiadek i wcale nie było takie wygodne".
pap, ps