Unia Europejska nie zaprzecza, ani też nie potwierdza zmiany daty, 1 stycznia 2004, przyjęcia nowych członków w swoje struktury.
Nic nie pozwala dzisiaj mówić, że poszerzenie Unii Europejskiej planowane na 2004 rok opóźni się, ale nigdy nie wyznaczaliśmy dokładnej daty 1 stycznia - powiedział rzecznik komisarza UE ds. poszerzenia Guentera Verheugena.
"Od szczytu w Nicei w grudniu 2000 roku celem naszej strategii poszerzenia Unii Europejskiej jest przystąpienie pierwszych krajów kandydujących na czas, żeby mogły uczestniczyć w wyborach europejskich w 2004 roku jako członkowie. Ten cel się nie zmienił" - podkreślił Jean-Christophe Filori. Cel ów zapisano w dokumentach końcowych szczytów w Nicei, Goeteborgu (w czerwcu 2001) i w Laeken (w grudniu 2001 roku), nie precyzując, że te wybory odbywają się zwykle w czerwcu.
"Nic nie pozwala nam dzisiaj mówić, że nie osiągniemy tego celu. Mieścimy się w terminach wyznaczonych w tzw. mapie drogowej negocjacji. Oczywiście są trudności, nie kryjemy tego, ale na razie nie na tyle poważne, żebyśmy już teraz mogli przepowiadać opóźnienie" - dodał Filori.
Komentował w ten sposób doniesienia Radia RMF, że podwładny komisarza Verheugena, dyrektor generalny ds. poszerzenia Eneko Landaburu, przewiduje "opóźnienie" w przyjęciu nowych krajów o pół roku w stosunku do 1 stycznia 2004 roku.
Podkreślił też jednak: "Nigdy nie mówiliśmy, że będzie to na pewno 1 stycznia 2004 roku. Oczywiście idealnym rozwiązaniem, zwłaszcza z punktu widzenia technicznego, byłoby przyjęcie nowych członków 1 stycznia. Ale jest za wcześnie, żeby przewidzieć dokładnie, czy nie będzie to jednak 1 marca czy 1 maja". O możliwości rozszerzenia w trakcie roku kalendarzowego mówił już w ubiegłym roku polskim dziennikarzom ówczesny ambasador Finlandii przy UE Antti Satuli, a nieoficjalnie dyplomaci unijni wspominali o niej już na szczycie w Nicei, gdy przywódcy Piętnastki wyznaczali cel poszerzenia w 2004 roku.
Urzędnicy unijni przypominają też, że Landaburu tradycyjnie jest bardziej krytyczny i sceptyczny w swoich oficjalnych wypowiedziach o kandydatach i poszerzeniu Unii niż komisarz Verheugen.
Niektórzy w Brukseli podejrzewają nawet, że szef i podwładny podzielili się rolami.
Dopingując kandydatów Verheugen stosuje marchewkę - chwaląc ich i tryskając optymizmem, a Landaburu kij - krytykując i wykazując niekiedy pesymizm. "Doping przyda się zresztą wszystkim - zarówno kandydatom jak i państwom członkowskim" - skomentował jeden z unijnych dyplomatów.
nat, pap
"Od szczytu w Nicei w grudniu 2000 roku celem naszej strategii poszerzenia Unii Europejskiej jest przystąpienie pierwszych krajów kandydujących na czas, żeby mogły uczestniczyć w wyborach europejskich w 2004 roku jako członkowie. Ten cel się nie zmienił" - podkreślił Jean-Christophe Filori. Cel ów zapisano w dokumentach końcowych szczytów w Nicei, Goeteborgu (w czerwcu 2001) i w Laeken (w grudniu 2001 roku), nie precyzując, że te wybory odbywają się zwykle w czerwcu.
"Nic nie pozwala nam dzisiaj mówić, że nie osiągniemy tego celu. Mieścimy się w terminach wyznaczonych w tzw. mapie drogowej negocjacji. Oczywiście są trudności, nie kryjemy tego, ale na razie nie na tyle poważne, żebyśmy już teraz mogli przepowiadać opóźnienie" - dodał Filori.
Komentował w ten sposób doniesienia Radia RMF, że podwładny komisarza Verheugena, dyrektor generalny ds. poszerzenia Eneko Landaburu, przewiduje "opóźnienie" w przyjęciu nowych krajów o pół roku w stosunku do 1 stycznia 2004 roku.
Podkreślił też jednak: "Nigdy nie mówiliśmy, że będzie to na pewno 1 stycznia 2004 roku. Oczywiście idealnym rozwiązaniem, zwłaszcza z punktu widzenia technicznego, byłoby przyjęcie nowych członków 1 stycznia. Ale jest za wcześnie, żeby przewidzieć dokładnie, czy nie będzie to jednak 1 marca czy 1 maja". O możliwości rozszerzenia w trakcie roku kalendarzowego mówił już w ubiegłym roku polskim dziennikarzom ówczesny ambasador Finlandii przy UE Antti Satuli, a nieoficjalnie dyplomaci unijni wspominali o niej już na szczycie w Nicei, gdy przywódcy Piętnastki wyznaczali cel poszerzenia w 2004 roku.
Urzędnicy unijni przypominają też, że Landaburu tradycyjnie jest bardziej krytyczny i sceptyczny w swoich oficjalnych wypowiedziach o kandydatach i poszerzeniu Unii niż komisarz Verheugen.
Niektórzy w Brukseli podejrzewają nawet, że szef i podwładny podzielili się rolami.
Dopingując kandydatów Verheugen stosuje marchewkę - chwaląc ich i tryskając optymizmem, a Landaburu kij - krytykując i wykazując niekiedy pesymizm. "Doping przyda się zresztą wszystkim - zarówno kandydatom jak i państwom członkowskim" - skomentował jeden z unijnych dyplomatów.
nat, pap