"Nigdy w moim życiu"
Podczas posiedzenia na pytanie sądu, czy Rutkowski współdziałał z porywaczami Krzysztofa Olewnika, detektyw odpowiedział: "Nigdy w moim życiu, ani w tej sprawie, nie współdziałałem z bandytami". Na kolejne pytanie sądu, oświadczył: "Nigdy w moim życiu nie przyjąłem od Włodzimierza Olewnika miliona złotych, ani w całości, ani w ratach". Detektyw zapewnił, że spotkał się z Włodzimierzem Olewnikiem dwa razy i obecne były przy tym inne osoby.
"Rozważałem, czy to nie było samouprowadzenie"
Rutkowski przyznał, że czuje się dotknięty wypowiedzią Olewnika, iż w sprawie porwania jego syna znalazł się on nieprzypadkowo. - To tak, jakbym został wynajęty nie przez rodzinę Olewników, a przez bandytów - wyjaśnił. Na pytanie pełnomocnika Olewnika, mecenasa Bogdana Borkowskiego, czy detektyw wie, dlaczego porywacze Krzysztofa Olewnika, instruowali rodzinę, by do sprawy został zaangażowany właśnie Rutkowski, odpowiedział, że nie wie. - Wydawało mi się to bardzo dziwne - dodał Rutkowski. Przyznał, że takie oczekiwanie porywaczy skłaniało go do rozważań, czy przypadek ten nie jest samouprowadzeniem, co brała także pod uwagę policja.
"Żałuję, że nie byłem na miejscu"
- Powiedział pan, że ma pan czyste ręce, ale czy ma pan czyste sumienie? - zapytał Rutkowskiego pełnomocnik Olewnika. - Mam czyste sumienie. Mam tylko jedną pretensję do siebie, że nie było mnie na miejscu - odparł detektyw. Wyjaśnił, że otrzymał od siostry Krzysztofa Olewnika, Danuty Olewnik-Cieplińskiej, ustne zlecenie wykrycia porywaczy i uwolnienia uprowadzonego, mniej więcej w okresie, gdy został posłem i był zajęty obowiązkami. Rutkowski podał, że za zlecenie jego biuro wystawiło fakturę na 20 tys. zł.
Rutkowski zapewnił, że po porwaniu w Krzysztofa Olewnika w Drobinie, a także w innych miejscach, przez około półtora miesiąca działało kilku jego pracowników i współpracowników, w sumie około 10 osób. Według niego, działania te polegały m.in. na nagrywaniu rozmów z porywaczami, które potem przekazano policji i typowaniu podejrzanych, jak Robert Pazik, co potwierdziło się później - Pazik w 2008 r. został skazany na dożywocie za zabójstwo Krzysztofa Olewnika, a w 2009 r. został znaleziony powieszony w płockim areszcie, co zostało uznane za samobójstwo.
Sprawa Andrzeja K.
Rutkowski oświadczył, że nie ma wiedzy, by ktoś z jego pracowników przyjął pieniądze od Włodzimierza Olewnika. Detektyw zaznaczył, że jeżeli Olewnik posiadał taką wiedzę to powinien natychmiast skontaktować się z nim i złożyć zawiadomienie do policji. Przypomniał, że sam przesłał policji notatkę, gdy dowiedział się, że z jednym z jego pracowników kontaktował się informator agencji detektywistycznej Andrzej K. - pracownik został zwolniony.
Andrzej K. w 2008 r. za wyłudzenie od Olewnika pieniędzy został skazany na 3 lata więzienia. Rutkowski podkreślił, że Andrzej K. nie był nigdy pracownikiem jego agencji, a pracownicy mieli zakaz kontaktowania się z nim. Detektyw zauważył, że jego notatką do policji nikt się nie zajął i ktoś powinien za to odpowiedzieć.
"Rutkowski kłamie"
Włodzimierz Olewnik zapowiedział, że ustosunkuje się do zeznań Rutkowskiego w oświadczeniu na rozprawie, która zostanie wznowiona 29 września. - Padło kilka kłamstw. Jestem zdenerwowany - powiedział.
Oskarżenie Rutkowskiego wobec Olewnika wniesione pod koniec 2009 r. obejmuje zarzut pomówienia o postępowanie, które może go poniżyć w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego do wykonywania zawodu. Grozi za to kara grzywny, ograniczenia wolności lub więzienia do 2 lat. Olewnik nie przyznaje się do winy.
zew, PAP