Tomasz Sakiewicz potrafi robić pieniądze. Niektórzy twierdzą, że nie ma przy tym żadnych hamulców. Dowodów nie brakuje, a tym koronnym jest wzrost nakładu jego flagowego wydawnictwa, tygodnika "Gazeta Polska", który przez ostanie prawie półtora roku napędzany był historiami i bajkami o spiskach i zamachach, dotyczących katastrofy smoleńskiej. Dziś, jak dobry posokowiec, Sakiewicz poczuł złą krew wokół "Rzeczpospolitej", która w wyniku zmiany właściciela może stracić swój narodowo-konserwatywny profil i postanowił wejść na rynek z dziennikiem pod nazwą "Gazeta Polska Codziennie" (GPC). Ma być to tabloid polityczno-plotkarski, z położeniem nacisku na sport.
Szef wydawnictwa Niezależne Wydawnictwo Polskie Sp. z o.o. i naczelny "GPC" postanowił z przytupem zareklamować nowy dziennik. A właściwie nie tyle zareklamować, co w sowim stylu sprowokować skandal. Bo Sakiewicz oprócz pieniędzy lubuje się w skandalach i prowokacjach. Działa trochę metodą starą jak świat, prowokując reakcję oficjalnych instytucji i mediów, pozując na niezależnego i pokrzywdzonego, jednocześnie wykorzystując słabości i luki prawa. Przygotował spot reklamowy, w którym możemy obejrzeć zbitkę odniesień do rządów Platformy Obywatelskiej, mediów głównego nurtu, tragicznych śmierci kilku osób (m.in. Andrzeja Leppera, ministra KPRM Grzegorza Michniewicza, byłego wiceministra gospodarki Eugeniusza Wróbla) i zamachu na działacza PiS w Łodzi. Z 30-sekundowego spotu można wysnuć wniosek, że za wszystko odpowiedzialne są rządy PO i dlatego należy im patrzeć na ręce. Sakiewicz nie waha się przed posługiwaniem tragedią, zmarłymi, ale robi to zręcznie. Całość ma jednak wymiar prowokacji i jest zamierzonym działaniem na wywołanie afery. I to się udaje.
Wszystkie duże stacje telewizyjne, TVP, TVN i Polsat odmówiły emisji tego spotu reklamowego, zasłaniając się szczególnymi regulacjami prawnymi w okresie przedwyborczym. To tłumaczenie dość niezręczne, ponieważ spot reklamujący "GPC" nie wpisuje się w działalność żadnego komitetu wyborczego, kandydata, ani nie jest agitacją przeciwko konkretnej partii. To, że jest on krytyczny wobec premiera i rządu, nie oznacza, że jest agitacją wyborczą. Tak uważa również Helsińska Fundacja Praw Człowieka, reprezentowana przez dr Adama Bodnara, która sprzeciwiając się decyzji stacji telewizyjnych, przywołuje konkretne paragrafy Kodeksu wyborczego. Według niej materiał "GPC" nie jest "publicznym nakłanianiem lub zachęcaniem do głosowania w określony sposób lub do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego" , jak brzmi art. 105, par. 1 kodeksu. Jednocześnie HFPC uważa, że zakaz emisji narusza standardy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czym jest zakaz reklamy politycznej, co łamie zasadę swobody wypowiedzi.
HFPC przywołuje jednak także inny przepis - artykuł 36 Prawa Prasowego, który w punkcie 2 mówi, że "Ogłoszenia i reklamy nie mogą być sprzeczne z prawem lub zasadami współżycia społecznego". I to jest właśnie ten element, który może być podstawą do odrzucenia reklamy Sakiewicza. Spot posługuje się nazwiskami i odniesieniami do spraw tragicznych i osobistych, naruszając dobre imię i uczucia rodzin i bliskich tragicznie zmarłych, którzy są przywoływani w reklamie. Nie było do tej pory takiego materiału reklamowego, który wprost, manipulacyjnie i bezpardonowo odwoływałby się do tragedii ludzkich. Sama reklama narusza normy życia społecznego, a jej emisja mogłaby narazić stacje telewizyjne na pozwy sądowe ze strony rodzin osób, których nazwiska pojawiają się w reklamie. Telewizje miały prawo nie zgodzić się na emisję, ponieważ reklama jest nie tylko prowokacją, ale zamiast racjonalnego, rzeczowego przekazu stawia na najgorsze emocje i skojarzenia. Zestawianie rządów PO z mordem w biurze PiS w Łodzi, samobójstwami, tragicznym zabójstwem ministra Wróbla - to gra na najbardziej prymitywnych emocjach. Na takich, na jakich zwykle Sakiewicz i jego załoga grają.
Start nowego dziennika, a także skład jego redakcji nie pozostawiają złudzeń. Pojawia się na rynku dziennik, przy którym "Fakt" i "SE" mogą zostać uznane za gazety stonowane i szacowne. Jednym z wydawców będzie Jerzy Targalski (Józef Darski), obecnie redaktor naczelny innego wydawnictwa koncernu Sakiewicza, pisma satyrycznego "Pinezki". Kto miał to w rękach, wie już czego można się spodziewać po "GPC". To będzie polityczna kloaka medialna. Ale jak pokazują wyniki sprzedaży tygodnika "Gazeta Polska", jest rynek, są czytelnicy oczekujący takiego tabloidu. A Tomaszowi Sakiewiczowi żaden pieniądz nie śmierdzi...
Wszystkie duże stacje telewizyjne, TVP, TVN i Polsat odmówiły emisji tego spotu reklamowego, zasłaniając się szczególnymi regulacjami prawnymi w okresie przedwyborczym. To tłumaczenie dość niezręczne, ponieważ spot reklamujący "GPC" nie wpisuje się w działalność żadnego komitetu wyborczego, kandydata, ani nie jest agitacją przeciwko konkretnej partii. To, że jest on krytyczny wobec premiera i rządu, nie oznacza, że jest agitacją wyborczą. Tak uważa również Helsińska Fundacja Praw Człowieka, reprezentowana przez dr Adama Bodnara, która sprzeciwiając się decyzji stacji telewizyjnych, przywołuje konkretne paragrafy Kodeksu wyborczego. Według niej materiał "GPC" nie jest "publicznym nakłanianiem lub zachęcaniem do głosowania w określony sposób lub do głosowania na kandydata określonego komitetu wyborczego" , jak brzmi art. 105, par. 1 kodeksu. Jednocześnie HFPC uważa, że zakaz emisji narusza standardy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czym jest zakaz reklamy politycznej, co łamie zasadę swobody wypowiedzi.
HFPC przywołuje jednak także inny przepis - artykuł 36 Prawa Prasowego, który w punkcie 2 mówi, że "Ogłoszenia i reklamy nie mogą być sprzeczne z prawem lub zasadami współżycia społecznego". I to jest właśnie ten element, który może być podstawą do odrzucenia reklamy Sakiewicza. Spot posługuje się nazwiskami i odniesieniami do spraw tragicznych i osobistych, naruszając dobre imię i uczucia rodzin i bliskich tragicznie zmarłych, którzy są przywoływani w reklamie. Nie było do tej pory takiego materiału reklamowego, który wprost, manipulacyjnie i bezpardonowo odwoływałby się do tragedii ludzkich. Sama reklama narusza normy życia społecznego, a jej emisja mogłaby narazić stacje telewizyjne na pozwy sądowe ze strony rodzin osób, których nazwiska pojawiają się w reklamie. Telewizje miały prawo nie zgodzić się na emisję, ponieważ reklama jest nie tylko prowokacją, ale zamiast racjonalnego, rzeczowego przekazu stawia na najgorsze emocje i skojarzenia. Zestawianie rządów PO z mordem w biurze PiS w Łodzi, samobójstwami, tragicznym zabójstwem ministra Wróbla - to gra na najbardziej prymitywnych emocjach. Na takich, na jakich zwykle Sakiewicz i jego załoga grają.
Start nowego dziennika, a także skład jego redakcji nie pozostawiają złudzeń. Pojawia się na rynku dziennik, przy którym "Fakt" i "SE" mogą zostać uznane za gazety stonowane i szacowne. Jednym z wydawców będzie Jerzy Targalski (Józef Darski), obecnie redaktor naczelny innego wydawnictwa koncernu Sakiewicza, pisma satyrycznego "Pinezki". Kto miał to w rękach, wie już czego można się spodziewać po "GPC". To będzie polityczna kloaka medialna. Ale jak pokazują wyniki sprzedaży tygodnika "Gazeta Polska", jest rynek, są czytelnicy oczekujący takiego tabloidu. A Tomaszowi Sakiewiczowi żaden pieniądz nie śmierdzi...