Pomysł jest zacny. Przecież nie sposób powiedzieć, że dodatkowa społeczna kontrola nie jest potrzebna. Wybory to podstawa demokratycznego ładu, a PiS chce tylko ten ład zachować. To, że inne partie nie popierają pomysłu PiS, jest dziwne i może budzić wątpliwości co do ich intencji. Jakby coś miały do ukrycia. Jakby nie chciały, by ktoś patrzył im na ręce. A jeśli nie chcą, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Takiego komunikatu możemy się spodziewać w najbliższych miesiącach, bo taki jest sposób budowania ciągu argumentów przez członków PiS. Rzućmy niedorzeczny pomysł, a jak się inni nie zgodzą, to są winni. Wrzućmy niewiastę do zimnej rzeki, a jak nie wypłynie, to znaczy, że nie była czarownicą.
Politycy PiS zwrócili uwagę na niepokojąco wysoką liczbę głosów nieważnych. Oczywiście - choć nie powiedzieli tego wprost - wiadomo, że były to głosy oddane na PiS. Głosy oddane na PiS w jakiś sposób zostały zniekształcone tak, że "niezależna" komisja uznała je za nieważne. Jeśli zrobić ogólne rachunki na kolanie, można dojść do wniosku, że gdyby uznano te głosy za ważne, PiS mogłoby odnieść zwycięstwo. A to już coś.
Jeśli ktoś uznaje, że piszemy tu o political fiction, to powinien sobie wyobrazić, co będzie jeśli PiS przegra wybory o 2-3 proc. (na co wskazują najnowsze sondaże). Czekają nas wtedy cztery lata kwestionowania mandatu Platformy. Bo przecież wybory zostały sfałszowane. Jeżeli komuś wydaje się, że cztery lata to szmat czasu i politycy na pewno znajdą sobie inny temat, odsyłam do ostatnich wydarzeń związanych choćby z następstwami katastrofy smoleńskiej. PiS już dziś szykuje sobie pozycję bojową, z której będzie mogło skutecznie dźgać większość rządową.
A swoją drogą ciekawy jest problem liczby nieważnych głosów. Fałszerstwa wyborcze to chyba ostatni pomysł, na jaki wpadłby racjonalny człowiek. Racjonalny człowiek najpierw pomyśli o: zwyczajnej szkolnej pomyłce, celowym błędnym wypełnieniu karty (co ma zazwyczaj na celu manifestację sprzeciwu), gapiostwie, postawieniu ptaszka zamiast krzyżyka, użyciu ołówka (wiele osób ma do niego sentyment i zawsze nosi przy sobie), nanoszeniu poprawek (źle skreśliłem, to zamażę, narysuję strzałkę z adnotacją), krańcowym braku talentu do wypełniania wszelkich formularzy i nareszcie o niezbyt lotnym umyśle wyborcy. Czy naprawdę z tej grupy nie da się uzbierać tych kilku czy nawet kilkunastu procent?
Na zakończenie chciałbym wyrazić pewną obawę. Boję się o mój głos, bo zgodnie z polskim powiedzenie, gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Jeśli politycy PiS dołożą swoich mężów zaufania, a pozostałe partie dorzucą następnych i jak wszyscy razem zaczną kontrolować przebieg wyborów, to boję się, że mój krzyżyk uznają za ptaszka albo kółeczko. W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi i każdy z nas może się pomylić. Zwłaszcza jak za bardzo nam zależy na znalezieniu czegoś.