"Pan Bóg przedłużył mu życie"
Były prezydent dodał, że Jarosław Wałęsa jest w pełni świadomy i rozmawia normalnie; potrafi też wybrać palcami numer telefonu. - Kości ma straszliwie zmasakrowane. Szczęście, że głowa nietknięta i szczęście, że środek cały - nerki, serce, wątroba. Dość szybko się regeneruje, kości się zrastają. Jedno złamanie jak boli, a tu 37 złamań - to nieprawdopodobny ból. Nie ma środków, żeby to opanować, więc rzeczywiście cierpi bardzo - powiedział Lech Wałęsa. Jak podkreślił, jego syn miał dużo szczęścia. - Pan Bóg przedłużył mu życie. Jak się popatrzy na wypadek, że to się tak skończyło, to tylko cud mógł go uratować - ocenił.
Były prezydent jest przekonany, że tego wypadku nie sposób było uniknąć. Dodał, że nawet gdyby jego syn jechał z prędkością 10 km/h to i tak zderzyłby się z samochodem. - Nie było żadnych szans - podkreślił. Lech Wałęsa dodał, że syna czeka długa rehabilitacja, w warszawskim szpitalu pozostanie jeszcze prawdopodobnie ok. 1-2 tygodni, a potem leczenie będzie kontynuowane w pobliżu domu.
Wypadek Wałęsy
Do wypadku Jarosława Wałęsy, europosła PO doszło 2 września. Wałęsa jechał na motorze, zderzył się w Stropkowie pod Sierpcem (Mazowieckie) z toyotą rav4. Trafił do szpitala w Płocku, jeszcze tego samego dnia wieczorem przetransportowano go śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do warszawskiego szpitala przy ulicy Szaserów. Wałęsa podczas wypadku doznał niezwykle ciężkiego urazu, głównie w obrębie układu kostnego - złamane miał m.in.: obie kości udowe, miednicę, oba przedramiona, żebra oraz uszkodzony kręgosłup. Według wstępnych ustaleń płockiej prokuratury, która bada okoliczności wypadku, do zderzenia doszło, gdy stojąca na poboczu toyota włączała się do ruchu.
zew, PAP