Włodzimierzowi Cimoszewiczowi nie podobają się wyborcze wizyty Donalda Tuska w polskich miastach. Zdaniem byłego premiera w czasie, gdy szef rządu "rozmawia z obywatelami", nie poświęca czasu na inne sprawy. Tymczasem z rozmów ze skarżącymi się na codzienne kłopoty mieszkańcami Polski z premierem - jak przekonuje Cimoszewicz - nic nie wynika. - To jest problem funkcjonowania raczej władz lokalnych, systemu opieki społecznej, a nie premiera. Żaden premier nie zajmie się milionem spraw indywidualnych - podkreśla senator.
- Kampania ma swoje prawa. Premier chce zademonstrować kontakt z ludźmi, ale wolałbym, żeby wykonywał swoje obowiązki. Jedno z moich doświadczeń podpowiada mi, że mimo, iż starałem się temu nie ulegać, to zbyt wiele czasu poświęcałem na to, co wypada robić, a nie na to, w czym mnie nikt inny nie mógł zastąpić - wspomina były premier. Jego zdaniem z dramatycznych deklaracji obywateli, opowiadających premierowi o swoich kłopotach, nie wynika "nic poza rozpaczą".
"Tusk przyjechał jak pierwszy sekretarz". Płaczący pytają: jak żyć?
TVN24, arb