Według polityków PO utrzymanie rządowego status quo oznacza, że Schetyna, tak jak tego chce, najprawdopodobniej pozostanie marszałkiem Sejmu, bo kiedy już zostanie wybrany na tę funkcję, trudno będzie uzasadnić zmianę. Przyznają jednocześnie, ze faworytką Tuska na funkcję marszałka jest minister zdrowia Ewa Kopacz.
Brak zmian w rządzie paradoksalnie jest niekorzystny dla ministra infrastruktury Cezarego Grabarczyka, którego los na tym stanowisku jest już i tak przesądzony - twierdzą przedstawiciele PO. Według nich to odsunięty w czasie wyrok na tym polityku. - Jego dymisja dopiera w grudniu oznacza bowiem, że zostanie on zupełnie na lodzie, bez funkcji w rządzie i w klubie, gdzie stanowiska zostaną porozdzielane w najbliższych tygodniach - ocenił jeden z polityków.
Zapowiedź premiera z wywiadu dla "Polityki" wzbudziła zdziwienie w szeregach Platformy. Politycy tej partii jeszcze 10 października spekulowali o roszadach kadrowych, jakich należy się spodziewać w najbliższym czasie. Decyzja, która zapadła w najściślejszym kierownictwie PO, zaskoczyła nawet polityków z zarządu krajowego. Politycy PO w nieoficjalnych rozmowach decyzję premiera interpretują jako grę na czas. - Tusk chce mieć czas, żeby na spokojnie przetestować różne warianty koalicyjne i wewnątrzpartyjne. To pokazuje, że nie będzie się śpieszyć z żadnymi decyzjami - twierdzi jeden z prominentnych posłów PO.
Tusk oficjalnie brak zmian w rządzie tłumaczy trwającym do końca roku przewodnictwem Polski w Radzie UE. Politycy PO wskazują jednak jeszcze inne możliwe jej powody. Jeden z nich to "przetrzymanie w szachu koalicyjnego PSL". Innym powodem ma być to, że "wybory wygrała ta sama ekipa, więc właściwie żadnych radykalnych zmian nie trzeba wykonywać". - Do tej pory każde wybory oznaczały zmianę rządu, bo zmieniał się układ sił w parlamencie. Teraz po raz pierwszy od 1989 r. rządy będą kontynuowane przez tę samą koalicję i tego samego premiera - podkreśla znany polityk PO. Nie wszyscy posłowie Platformy podzielają jednak tę argumentację. - Wybory z definicji oznaczają zmiany personalne. Ten pomysł jest trochę nienormalny - twierdzi polityk z kierownictwa klubu PO.
PAP, arb