Dowód Tomasza Merty, jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej, został uszkodzony w MSZ - dowiedziało się radio RMF FM. Wcześniej żona Merty sądziła, że to Rosjanie nadpalili dokument jej męża, ponieważ na fotografiach znajdujących się w dokumentacji sprawy dowód osobisty Tomasza Merty był nienaruszony.
Pracownicy MSZ nieoficjalnie przyznają, że za uszkodzenie dowodu Merty odpowiada resort - a do incydentu doszło przez pomyłkę. Dowód znajdował się w worku z pamiątkami po ofiarach smoleńskich, który dotarł do MSZ w złym stanie. Ze względu na przykry zapach wydobywający się z worka jeden z pracowników MSZ postanowił go zutylizować. Dopiero, gdy rozpoczęto już utylizację, zorientowano się, że w worku znajdują się rzeczy ofiar katastrofy. Ostatecznie rzeczy przekazano polskiej prokuraturze, ale kilka znajdujących się w worku przedmiotów zostało uszkodzonych - w tym m.in. dowód Tomasza Merty.
Sprawą zniszczenia dowodu zajmowała się początkowo wojskowa prokuratura okręgowa, która prowadzi śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej. Wszczęła ona postępowanie dotyczące zniszczenia dowodu osobistego, a następnie przekazała materiały prokuraturze okręgowej. Całą sprawę opisał "Nasz Dziennik" - według gazety dowód osobisty wydany rodzinie po katastrofie smoleńskiej ma wyraźne ślady nadpalenia. "Z dokumentacji rosyjskiej, która trafiła do polskiej prokuratury w ostatniej partii materiałów nadesłanych z Rosji wynika jednak, że ten sam dokument został zachowany w stanie idealnym" - pisał o sprawie "Nasz Dziennik".
Tomasz Merta był historykiem myśli politycznej, publicystą, ekspertem od spraw edukacji. Od 2005 roku pełnił funkcję wiceministra kultury oraz generalnego konserwatora zabytków.RMF FM, arb