Grzegorz Schetyna aspirował do roli rywala Tuska. Po wyborach prezydenckich i objęciu stanowiska marszałka Sejmu Grzegorz Schetyna był autorem koncepcji triumwiratu prezydent - premier - marszałek. Marszałek Schetyna przyjął strategię negocjowania z premierem decyzji, powołując się na swoją pozycję, zaplecze polityczne itp. A premier, moim zdaniem, grając delikatnie na zwłokę, pokazuje, że ta strategia nie daje efektów - tak o wewnętrznych relacjach w PO mówi w rozmowie z "Polską The Times" eurodeputowany tej partii Sławomir Nitras.
Nitras zapewnia, że Tusk nie chce upokarzać Schetyny. - Ja widzę to tak: po dymisji z rządu Grzegorz Schetyna okopał się mocno na pozycji marszałka Sejmu, zaczął budować swoją pozycję. To dało początek procesowi pewnego zamieszania w PO. Nie doszło oczywiście do zakwestionowania pozycji przewodniczącego, ale zmieniła się sytuacja w partii. Zaczęły się tworzyć grupy czasami dosyć ostro walczące o swoje partykularne interesy, o personalia. Tego wcześniej w PO nie było na taką skalę. Premier zaś wiedział, że jego pozycja będzie zależeć wyłącznie od wyniku wyborów. Jeśli wygra, jak się ostatecznie stało, to jego pozycja będzie niezagrożona, jeśli jednak powinęłaby mu się noga, te napięcia w partii mogły grozić poważnymi konsekwencjami dla niego i PO. Starał się płacić niezbędne koncesje konkurującym kolegom w imię przeprowadzenia projektu w sposób stabilny przez trudny rok wyborczy. Dzisiaj nie ma najmniejszego powodu, żeby ten szkodliwy stan rzeczy utrzymywać - tłumaczy kulisy konfliktu Tusk-Schetyna Nitras.
Eurodeputowany zapewnia, że relacji Tusk-Schetyna nie można określać mianem "wojny" i dodaje, że w tym przypadku mamy do czynienia z "partyjną grą". - Tych partyjnych gier w ciągu ostatniego roku, jak na standardy PO, było wyjątkowo dużo. Uporządkowanie partii jest dziś niezbędne, bo ostatni rok był czasem - na skutek również problemów w rządzeniu - pewnego rozchwiania. Do głosu zaczęły dochodzić konflikty wewnętrzne, osobiste ambicje niektórych ludzi. To wszystko mogło zdestabilizować Platformę - podkreśla Nitras.
Czy koniec partyjnych gier oznacza, że teraz Tusk będzie kierował PO jednoosobowo, tak jak Jarosław Kaczyński kieruje PiS-em? - Zasadnicza różnica pomiędzy oboma panami polega na tym, że gdyby Donald Tusk popełnił tylko część tych błędów co Jarosław Kaczyński, to PO nie wygrałaby sześciu elekcji z rzędu. Siła Donalda Tuska bierze się stąd, że on - jako lider - to wygrał. Natomiast prezes Kaczyński przegrał i dalej rządzi partią, jakby prowadził ją od triumfu do triumfu. To w polityce światowej fenomen. I dlatego można mówić o partii wodzowskiej - przekonuje eurodeputowany PO.
Eurodeputowany zapewnia, że relacji Tusk-Schetyna nie można określać mianem "wojny" i dodaje, że w tym przypadku mamy do czynienia z "partyjną grą". - Tych partyjnych gier w ciągu ostatniego roku, jak na standardy PO, było wyjątkowo dużo. Uporządkowanie partii jest dziś niezbędne, bo ostatni rok był czasem - na skutek również problemów w rządzeniu - pewnego rozchwiania. Do głosu zaczęły dochodzić konflikty wewnętrzne, osobiste ambicje niektórych ludzi. To wszystko mogło zdestabilizować Platformę - podkreśla Nitras.
Czy koniec partyjnych gier oznacza, że teraz Tusk będzie kierował PO jednoosobowo, tak jak Jarosław Kaczyński kieruje PiS-em? - Zasadnicza różnica pomiędzy oboma panami polega na tym, że gdyby Donald Tusk popełnił tylko część tych błędów co Jarosław Kaczyński, to PO nie wygrałaby sześciu elekcji z rzędu. Siła Donalda Tuska bierze się stąd, że on - jako lider - to wygrał. Natomiast prezes Kaczyński przegrał i dalej rządzi partią, jakby prowadził ją od triumfu do triumfu. To w polityce światowej fenomen. I dlatego można mówić o partii wodzowskiej - przekonuje eurodeputowany PO.
"Polska The Times", arb