Pas startowy, na którym lądował samolot, zabezpieczyły jednostki lotniskowej straży pożarnej oraz 10 jednostek PSP. Samolotowi, który szczęśliwie wylądował, towarzyszyły dwa wojskowe myśliwce F-16 z 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku (Łódzkie). Należące do niej maszyny pełniły we wtorek dyżur bojowy. To standardowa procedura - jeżeli jakikolwiek samolot lub śmigłowiec ma problemy w polskiej strefie powietrznej, automatycznie jest podrywana do lotu para dyżurna myśliwców, której zadaniem jest nawiązać kontakt z załogą i pomóc w rozwiązywaniu problemów.
"Tadeusz Wrona - kapitan Boeinga, który lądował awaryjnie w Warszawie - jest jednym z najbardziej doświadczonych pilotów. Od 20 lat lata na Boeingach i jest też szybownikiem. Przeprowadził to lądowanie awaryjne perfekcyjnie. Niestety, rzadko to się tak kończy. Wystarczy zły kąt natarcia, skrzywienie samolotu" - powiedział dziennikarzom prezes LOT Marcin Piróg. Poinformował, że było to pierwsze na Okęciu lądowanie samolotu pasażerskiego bez wysuniętego podwozia. - Od naszej załogi wiem, że nie było paniki na pokładzie - powiedział.
Zaraz po wylądowaniu samolotu na lotnisku im. Fryderyka Chopina uruchomiono zespół opieki nad rodzinami oraz pasażerami Boeinga 767, gdzie były udzielane informacje oraz pomoc medyczna i psychologiczna.
Boeing zablokował dwa pasy
Uszkodzona maszyna zablokowała obydwa pasy lotniska, w związku z czym będzie ono na pewno zamknięte do środy 2 listopada - do tego czasu nie będą wykonywane ani starty, ani lądowania samolotów. Jak poinformował dyrektor lotniska Michał Marzec, usuwanie samolotu może potrwać kilkanaście do kilkudziesięciu godzin. Samoloty kierowane są na inne lotniska, podróżni, którzy mieli zaplanowane loty na środę rano, powinni skontaktować się ze swoimi liniami lotniczymi.
Prezydent: to nie był przypadek, zadziałał system
Pilotom i załodze Boeinga podziękował podczas specjalnego wystąpienia prezydent Bronisław Komorowski. - Zadziałał system - skuteczny system, zadziałały w pełni procedury; świetnie zadziałali i sprawdzili się ludzie - mówił Komorowski.
Dziękował też pasażerom Boeinga. "Wiem z rozmowy z kapitanem Tadeuszem Wroną (dowódcą samolotu - PAP), że i pasażerowie bardzo skutecznie współdziałali w tym szczególnie trudnym momencie, jakim było przygotowanie i przeprowadzenie lądowania awaryjnego, potem ewakuacja samolotu" - powiedział Komorowski.
Zwrócił jednocześnie uwagę, że tutaj samo "nic się nie udało". "To zadziałał system - skuteczny system, zadziałały w pełni procedury i świetnie zadziałali i sprawdzili się ludzie. Im wszystkim, z całego serca, w imieniu całej Polski, dziękuję" - oświadczył prezydent.
- Możemy być pewni, że te zdjęcia z lądowania awaryjnego Boeinga na lotnisku, z tej ewakuacji sprawnie przeprowadzonej, z akcji przygotowania pasa lądowania obiegną cały świat. One będą świadczyły dobrze o Polsce, dobrze o polskim przewoźniku, dobrze o polskich pilotach, będą świadczyły, że w sytuacjach awaryjnych państwo polskie sprawdza się i radzi sobie dobrze - zaznaczył Komorowski.
Prezydent zapowiedział odznaczenia dla załogi Boeinga 767.
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego gen. Stanisław Koziej uznał, że to doskonały przykład prawidłowego działania w awaryjnych sytuacjach, a w pierwszej kolejności podkreślił mistrzostwo pilota. - Ten człowiek zasługuje na najwyższe wyróżnienie, pan prezydent na pewno będzie chciał wyróżnić go za ten czyn - zapowiedział.
"Było spokojnie"
Wieczorem lotnisko zaczęli opuszczać pierwsi pasażerowie lotu z Newark. Wcześniej przebywali w tzw. centrum pobytowym lotniska, gdzie byli m.in. badani przez lekarzy, zapewniono im też pomoc psychologiczną.
Jeden z pasażerów Boeinga 767 ks. Piotr Chyła opowiadał, że lądowanie przebiegało dość spokojnie. - Muszę pochwalić pilota i załogę, bo zachowali się bardzo profesjonalnie. Także pasażerowie zachowali się bardzo dojrzale, mimo że na pokładzie znajdowały się małe dzieci - relacjonował.
Rzecznik PLL LOT Leszek Chorzewski powiedział, że pomimo wykrycia po ok. 30 minutach od startu usterki w samolocie, kapitan podjął autonomiczną i "strategiczną" decyzję o kontynuowaniu lotu. W maszynie był jeszcze inny system, mogący wysunąć podwozie, elektryczny. - Kapitan nie mógł mieć 100 proc. pewności co do usterki - przekonywał Chorzewski.
- Chciał sprawdzić, czy zadziała elektryczny system. I chciał to zrobić na terenie Polski. To była strategiczna decyzja kapitana, jak się okazało, bardzo słuszna - zaznaczył.
Decyzję kpt. Tadeusza Wrony chwali m.in. redaktor i wydawca magazynu "RAPORT - wojsko, technika, obronność" Wojciech Łuczak. "Decyzja była jak najbardziej prawidłowa i zgodna z procedurami bezpieczeństwa (...). Całe to wydarzenie pokazuje skalę doświadczenia lotniczego załogi" - podsumował Łuczak.
Pilot, kpt. Leszek Sułkowski uznał, że to, co zrobili piloci Boeinga 767, to majstersztyk. Ekspert lotnictwa, b. pilot wojskowy Michał Fiszer z miesięcznika "Lotnictwo" ocenił, że to, iż przymusowe lądowanie bez podwozia przebiegło bezpiecznie, zawdzięczamy tylko wyjątkowej perfekcji pilota i w miarę dobry warunkom.
Pomogło doświadczenie szybowcowe
Emerytowany pilot PLL LOT kapitan Lech Kasprowicz wskazywał, że kapitanowi pomogło doświadczenie na szybowcach, na których się ląduje nie tylko na lotniskach, ale również na nieprzygotowanych polach. Ekspert ds. lotnictwa Piotr Abraszek z czasopisma "Nowa Technika Wojskowa" podkreślił, że załogi są szkolone na wypadek tego typu awarii.
Incydent bada pięcioosobowy zespół z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Jak powiedział PAP we wtorek wieczorem wiceprzewodniczący PKBWL Maciej Lasek, komisja zakończyła oględziny kabiny, zabezpieczyła rejestratory pokładowe - rozmów, parametrów lotu i szybkiego dostępu, pomogła policji w przeprowadzeniu oględzin oraz zabezpieczyła dokumentację operacyjną i techniczną. "Będziemy ustalali dalszy plan, związany z podnoszeniem samolotu i transportem do hangaru" - powiedział Lasek, który uczestniczył w pracach na Okęciu. Według komisji jest za wcześnie, by mówić o wstępnych przyczynach zdarzenia.
Uszkodzenia są niewielkie
Dyrektor Biura Bezpieczeństwa Operacji Lotniczych lotniska im. Fryderyka Chopina Andrzej Ilków poinformował, że uszkodzenia drogi startowej po awaryjnym lądowaniu Boeinga są bardzo małe i będzie można je usunąć w krótkim czasie.
Nie wiadomo, jak długo zamknięte będzie warszawskie lotnisko; usuwanie samolotu może potrwać kilkanaście do kilkudziesięciu godzin; maszyn stoi tak, że uniemożliwia starty i lądowania innych samolotów - powiedział z kolei dyrektor Lotniska Chopina Michał Marzec.
Przy Boeingu pracują eksperci z Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, którzy mają ustalić przyczyny zdarzenia - poinformował rzecznik portu Przemysław Przybylski.
Warszawskie lotnisko Chopina będzie zamknięte do czwartku do godz. 4 rano – powiedział wieczorem rzecznik portu Przemysław Przybylski. - Przez całą środę i przez noc ze środy na czwartek do godz. 4 nad ranem z lotniska nie będą wykonywane ani starty, ani lądowania samolotów – powiedział Przybylski.
Jak wyjaśnił, powodem takiej decyzji jest to, że do Warszawy musi przylecieć ekspert Boeinga z Seattle (USA), który zbada samolot po awaryjnym lądowaniu. Wcześniej władze lotniska zapowiadały, że port będzie zamknięty co najmniej do środy do godz. 8 rano.
Uszkodzony samolot zablokował obydwa pasy startowe lotniska. Maszyna ma zostać podniesiona z płyty lotniska i przetransportowana do bazy technicznej LOT-u.
Wcześniej informowano, że lotnisko im. Chopina będzie zamknięte do środy, do godz. 8 rano. Przybylski podkreślił jednak, że decyzja o tym, czy czas ten się wydłuży, zapadnie prawdopodobnie w nocy z wtorku na środę.
Z pustymi bakami
Rzecznik prasowy LOT-u Leszek Chorzewski zapewnił, że procedura lądowania Boeinga przebiegła "absolutnie, w 100 proc. prawidłowo". Samolot lądował praktycznie z pustymi bakami. "W związku z tym ryzyko zapalenia się samolotu było niewielkie. Iskry, które było widać (...) przy lądowaniu, to normalne tarcie metalu o asfalt. Na pasie była położona +poduszka+ ze specjalnej substancji gaśniczej (...); samolot po wylądowaniu, zatrzymaniu został standardowo również polany substancjami gaśniczymi" - opowiadał.
W akcji związanej z awaryjnym lądowaniem samolotu na warszawskim lotnisku brało udział 26 jednostek straży pożarnej. Zabezpieczało ją też na miejscu kilkanaście karetek pogotowia. Samolotowi, który szczęśliwie wylądował na lotnisku, towarzyszyły dwa wojskowe myśliwce F-16 z 32. Bazy Lotnictwa Taktycznego w Łasku (Łódzkie).
Pasażerowie ewakuowani zostali przy pomocy trapów ratowniczych, a następnie przetransportowani do centrum medycznego na lotnisku. Była tam udzielana informacja oraz pomoc medyczna i psychologiczna. Jedna osoba - kobieta w ciąży, która doznała szoku, wraz z towarzyszącym jej mężem została przewieziona do szpitala.
Wieczorem pierwsi pasażerowie zaczęli opuszczać tzw. centrum pobytowe na lotnisku.Najpierw strach, potem radość i podziw
Radość, euforia, ale także strach i przerażenie, a na koniec podziw dla kapitana Boeinga 767, który szczęśliwie wylądował we wtorek na warszawskim lotnisku – tak o swoich przeżyciach związanych z awaryjnym lądowaniem opowiadali pasażerowie lotu z Newark.
Pan Tadeusz podróżował z żoną, na lotnisku czekał na nich syn. - Kilka razy lądowałem na kołach bardziej twardo niż dzisiaj bez podwozia. Z tego co pamiętam, szef personelu pokładowego nas poinformował, że będzie awaryjne lądowanie. Przez ten czas, kiedy krążyliśmy nad Warszawą, było puszczane tzw. demo o tym, jak mamy się zachowywać w trakcie lądowania. Paniki żadnej nie było. Kapitan ostatni komunikat podał mniej więcej trzy kwadranse przed planowanym lądowaniem, informując o tym, że jesteśmy na terenie Polski i ze będziemy lądować. Służba pokładowa była bez zarzutów" - powiedział.
Pan Tadeusz był jednym z kilku pasażerów, którzy opuścili lotnisko, nie czekając na odbiór swoich bagaży. „Najgorsze jest to, co nas spotkało tutaj przez ostatnie trzy godziny, totalna dezinformacja. Byliśmy informowani, że mamy zaczekać na bagaż podręczny, że zajmie to ok. 1,5 h. Mniej więcej zajęło to ok. 2 godz., kiedy dostaliśmy komunikat, że pierwsze bagaże przyjadą w ciągu godzony. Nikt nie pomyślał o prostym rozwiązaniu, żeby te bagaże odebrać jutro. Ludzie są zmęczeni. Niektórzy nie wytrzymali i zdecydowali się wyjść" - powiedział.
Żona pana Tadeusza dodała, że tuż po lądowaniu ludzie płakali ze szczęścia, bili brawa, była wielka radość. „Bardzo dużo i słusznie się mówi o bohaterstwie kapitana Wrony, ale moja uwaga jest taka, że jeżeli wszyscy są bohaterami, to nie dochodzi do takich sytuacji. Jest pytanie nie o kompetencje kapitana Wrony, który niczego nie musi udowadniać. Ale kilka innych pytań należy zadać, np. czym się lata z Polski za ocean" – powiedział syn pana Tadeusza.
Maciej Wójtowicz powiedział, że kiedy patrzył na mapkę w samolocie, zorientował się, że samolot jest blisko Warszawy. - Na początku myślałem, że to jest jakaś kolejka oczekiwania, że inne samoloty mają pierwszeństwo w lądowaniu. Aż w końcu pilot zgłosił się i powiedział, że będziemy mieli lądowanie awaryjne - relacjonował. W samolocie został jego sprzęt narciarski i bagaż, a w nim - jak powiedział - klucze do mieszkania.
Mariusz Mikuciński z Mławy powiedział, że dopytywał się, jaka to awaria i okazało się, że to awaria podwozia. - Zdawałem dobie sprawę, że jest poważnie i że możemy tego nawet nie przeżyć - powiedział. Jak zauważył, pasażerowie najpierw byli spokojni, ale pojawiły się i małe oznaki paniki, był płacz, były poważne rozmowy. Po lądowaniu - jak powiedział - najpierw nastała euforia. Ewakuacja, jego zdaniem, trwała kilka minut.pap, em