Domy okradania starców

Domy okradania starców

Dodano:   /  Zmieniono: 
W wielu domach starców pensjonariusze są okradani, głodzeni, straszeni, poniżani, a czasem bici. W RP dom starców prowadzić może niemal każdy!
- Mama była pozbawiana leków, bita i straszona - twierdzi Joanna K., córka staruszki, która przebywała w domu starców w Białej Wielkiej koło Lelowa, należącym do Marka Nowaka. Bliscy innych pensjonariuszy domu prowadzonego przez Nowaka zeznali prokuratorowi w Myszkowie, że staruszków bito kijami za moczenie się w łóżkach. Dom starców Nowaka to jedna z około trzystu placówek tego typu, które powstały po 1990 r., ale nie zostały zgłoszone do rejestru domów opieki. Ustaliliśmy, że w co czwartym takim domu pensjonariusze są okradani, głodzeni, poniżani, a nawet bici. Najwięcej domów starców - około stu - powstało w okolicach Warszawy. Po kilkanaście znajduje się na obrzeżach Krakowa, Wrocławia, Poznania, Trójmiasta, Łodzi, Katowic i Lublina.
Grzech obojętności
Właściciele powstających w III RP domów starców wykorzystali lukę prawną: praktycznie każdy może prowadzić dom starców i nie ma obowiązku rejestrowania go jako domu opieki. Popyt na tego typu usługi jest tak duży, że sam rynek nie potrafi jeszcze wyeliminować złych placówek. O popełnianych w takich domach przestępstwach dowiadujemy się dopiero wtedy, gdy rodzina pensjonariuszki złoży doniesienie na policję lub do prokuratury. Sprawdziliśmy w prokuraturach rejonowych w całej Polsce - w tym i ubiegłym roku takich zgłoszeń było zaledwie jedenaście, bo rodziny źle traktowanych pensjonariuszy zazwyczaj poprzestają na ich odebraniu z domów starców. Wiele osób w ogóle nie interesuje się losem swoich starych krewnych po umieszczeniu ich w domu starców. Nie mają takiego obowiązku, jeśli nie utrzymują swoich bliskich lub sąd nie zasądził alimentów.
- Duża część społeczeństwa, szczególnie na wsi, akceptuje traktowanie ludzi starych gorzej od domowego inwentarza. Pozbycie się kłopotu jest więc ważniejsze niż troska o to, w jakich warunkach ich bliscy żyją w domach starców. Często zresztą stosunki między dziećmi i starymi rodzicami są tak zaognione, że upokarzanie rodziców nie budzi sprzeciwu - zauważa prof. Ireneusz Białecki, socjolog. A starzy ludzie, często źle traktowani przez własną rodzinę, w domach starców rzadko upominają się o swoje prawa, rzadko protestują, gdy dzieje im się krzywda, łatwo też ich zastraszyć.
Naturalna śmierć?
Przez kilka lat w budynkach po Instytucie Parazytologii PAN w Łomnej Lesie działał dom opieki prowadzony przez Janusza Archicińskiego. Jedna z pensjonariuszek, Jadwiga Sokołowska, zmarła tam następnego dnia po przywiezieniu jej przez rodzinę. - Ciotka przeszła operację usunięcia wyrostka robaczkowego i została wypisana ze szpitala w dobrym stanie - opowiada Jadwiga Sokołowska-AlShimisawi, krewna staruszki. Gdy rodzina zwróciła się do urzędu gminy po akt zgonu, okazało się, że dom opieki jest przedsiębiorstwem gastronomicznym. - Kiedy zapytałam Archicińskiego, dlaczego nie zgłosił placówki jako domu opieki, ten przesłał faks, w którym mi groził - opowiada Jadwiga Sokołowska-AlShimisawi.
W tym samym domu znaleziono też zwłoki Leszka Sadowskiego - leżał na podłodze, a rękę trzymał na rozgrzanej do czerwoności kuchence elektrycznej. Mimo niejasnych okoliczności śmierci Sokołowskiej i Sadowskiego prokuratura z Nowego Dworu Mazowieckiego umorzyła śledztwo. - Biegli nie stwierdzili, by ktokolwiek przyczynił się do śmierci tych osób - tłumaczy Jacek Pyrgałowski, szef tamtejszej prokuratury. Po przesłuchaniu kolejnych świadków Archicińskiemu zarzucono przywłaszczenie cudzego mienia oraz niekorzystne rozporządzanie mieniem pensjonariuszy (ostatnie zarzuty prokuratura postawiła 6 sierpnia).
Opieszała prokuratura
Zbierając materiał do tego artykułu, dotarliśmy do domu starców we wsi Dębe Duże koło Wołomina. Akurat byli tam policjanci, do których trafiło zawiadomienie, że pensjonariuszki domu przebywają w fatalnych warunkach. Policjanci potwierdzili, że w starym drewnianym budynku, w którym nie było ani łazienki, ani bieżącej wody znajdowały się cztery stare kobiety. Nie potrafiły one nawet dokładnie opisać, co się z nimi działo. Policja spisała protokół i odjechała. Staruszki pozostały. Ta sprawa będzie najprawdopodobniej przez prokuratora umorzona, bo nie było konkretnego doniesienia o przestępstwie. Jeśli nawet jest takie doniesienie, sprawy te są przez prokuratorów rozpatrywane na szarym końcu.
- Niedawno przyszła do nas kobieta, która skarżyła się, że jej matka z odwodnionym organizmem trafiła z prywatnego domu opieki do szpitala i tam zmarła - mówi Mirosława Jaźwińska z Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego. - Poradziłam jej, by zawiadomiła prokuraturę i dochodziła sprawiedliwości! Kiedy się jednak wyjdzie z cmentarza po pogrzebie, to człowiek nie ma już ochoty żyć tego rodzaju sprawami i najczęściej nie zgłasza przestępstwa prokuratorowi. Bożena Stępień, dyrektor Wydziału Polityki Społecznej w Śląskim Urzędzie Wojewódzkim, spotyka się ze skargami na działalność domów starców i również radzi zgłaszać sprawy w prokuraturze, lecz bardzo nieliczni się na to decydują.
Doniesienie o popełnieniu przestępstwa złożono na Marka Nowaka, właściciela kilku domów starców. Został on, pięć lat temu, skazany na półtora roku w zawieszeniu za bezprawne przetrzymywanie staruszek w swym domu opieki i kradzież ich mienia. - Zostałem wrobiony! - podnosi głos w rozmowie z nami. - Sądy są niesprawiedliwe w tym kraju!
Obecnie Nowak prowadzi między innymi dom starców w Białej Wielkiej koło Lelowa, w którym przebywa dziesięciu pensjonariuszy. Rok po utworzeniu placówki, wiosną 2002 r., do prokuratury w Myszkowie wpłynęło pierwsze doniesienie od rodziny byłej pensjonariuszki Nowaka. -  Po przesłuchaniu stron prokuratura umorzyła śledztwo, ale sprawy nie umorzyła, bo wpływają kolejne zawiadomienia o przestępstwie. Rodziny podopiecznych Nowaka twierdzą, że przywłaszczał ich renty i emerytury. - W ciągu dwóch, trzech tygodni zdecydujemy, czy wszcząć nowe śledztwo - mówi Dariusz Bereza z Prokuratury Rejonowej w Myszkowie.
Domy mafii
Polskie prawo umożliwia - pod pretekstem tworzenia domów starców - ubieganie się w przetargach o atrakcyjne parcele komunalne po cenie znacznie niższej od rynkowej. - Dla utrzymania pozorów niektórzy prowadzą nawet przez jakiś czas domy starców. Później przekształcają jednak nieruchomości w atrakcyjne apartamenty, a przy okazji piorą brudne pieniądze - opowiada Marek J., gdański biznesmen, któremu trójmiejscy gangsterzy proponowali pomoc w załatwieniu tanich gruntów.
Gangi zakładają też domy starców dla osób lepiej sytuowanych - posiadających mieszkania, nieruchomości, lokaty bankowe. Zdarzało się, że niektórzy pensjonariusze przepisali potem (najprawdopodobniej zmuszeni do tego podstępem) swój majątek na rzecz właścicieli domów starców lub wskazanych przez nie osób. Ustaliliśmy, że trzy takie domy działały do niedawna w Pruszczu Gdańskim, Rumi i na obrzeżach Sopotu. W domu w Pruszczu umieścił swoją matkę gdański biznesmen Maciej M. Po siedmiu miesiącach pobytu matka zmarła. Po pogrzebie okazało się, że przepisała swoje ponadstumetrowe mieszkanie na obcą osobę. Gdy Maciej M. zaczął wyjaśniać sprawę, odwiedziło go trzech osiłków, którzy ostrzegli, żeby przestał się tym interesować, w przeciwnym wypadku jego firma może spłonąć, a żona może mieć wypadek samochodowy. W rzeczach matki Maciej M. znalazł listy do koleżanki, z których wynikało, że nieposłuszni pensjonariusze byli bici, przywiązywani do łóżek, głodzeni, a nawet zamykani w specjalnym karcerze. Maciej M. jest przekonany, że także inni pensjonariusze niekorzystnie rozporządzili swoim majątkiem, ale żaden nie odważył się złożyć doniesienia do prokuratury.
Ustaliliśmy, że trzy nie istniejące już domy starców (w tym dom w Rumi) należały do zabitego w grudniu 1999 r. Andrzeja Kolikowskiego, pseudonim Pershing, jednego z bossów gangu pruszkowskiego. W domu w Rumi jako pielęgniarka pracowała Marta D. Twierdzi ona, że w ciągu roku zdarzyło się tam pięciokrotnie więcej zgonów niż w innych domach w okolicach Trójmiasta, w których wcześniej była zatrudniona. Gdy dom zamknięto, zmuszono ją do podpisania dokumentu, jakoby pożyczyła od właściciela 100 tys. zł. - To na wypadek, gdyby była pani zbyt rozmowna - powiedziano jej.
Tajne domy starców
W 2001 r. - wedle danych GUS - domów starców prowadzonych przez osoby prywatne, stowarzyszenia i fundacje było 263 (rok wcześniej - 220). Działają pod różnymi nazwami: domy seniora, pensjonaty dla osób starszych, domy dziennego pobytu. Nazwa ma istotne znaczenie, bo każdy, kto nazwie swą placówkę "domem opieki społecznej", automatycznie podlega ustawie i jest wpisywany do rejestru wojewody, co wiąże się z kontrolami i prześwietlaniem jego działalności przez sanepid, Państwową Inspekcję Pracy itd. Wystarczą dwa negatywne raporty, by dom starców został zamknięty. Właściciele wolą nie ryzykować, więc większość domów funkcjonuje pod szyldem działalności gospodarczej. W Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim, na którego terenie działa ponad sto prywatnych domów opieki, o wpis poprosiły dwa, i to prowadzone przez stowarzyszenia religijne: jedno katolickie, drugie prawosławne.

Janina Blikowska
Jarosław Gajewski

Pełny tekst "Domów okradania starców" w najnowszym, 1029 numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 19 sierpnia.
W numerze także: Woda na młyn zielonych (Zieloni będą straszyć jeszcze większą powodzią, tymczasem wielka woda zalewała Europę cyklicznie także przed rewolucją przemysłową).
Łyżka miodu, beczka dziegciu (Drugi pakiet Kołodki - czyli jak wyrwać jeszcze więcej pieniędzy z naszych portfeli, po to by zainwestować je w beznadziejne przedsięwzięcia?) Jankeski Janosik (Ed Fagan jest wszędzie tam, gdzie są setki poszkodowanych i pieniądze. Zasłynął występując w imieniu ofiar Holocaustu, wygrywa pozornie stracone sprawy);