- Obecność na posiedzeniach jest obowiązkiem posłów. Zwłaszcza przy najważniejszych głosowaniach posłowie musieli ściśle uzasadniać swoje nieobecności. Faktem jednak jest, że w tej kadencji tych ważnych głosowań będzie po prostu dużo więcej. Do przeprowadzenia jest przecież dużo reform - powiedziała w rozmowie z "Rz" Iwona Śledzińska-Katarasińska, rzeczniczka dyscypliny Klubu PO. Według wiceszefa klubu PO Tomasza Lentza, usprawiedliwiane są nieobecności związane np. z pobytem w szpitalu.
Nie wiadomo, czy posłowie PO wezmą udział w misji obserwacyjnej OBWE, która ma przyjrzeć się wyborom w Kazachstanie (15 stycznia). Wyjazd musiałby nastąpić tuż po posiedzeniu Sejmu. Być może w misji wezmą udział tylko posłowie opozycji. - Obecność na obradach jest ważniejsza niż wyjazdy zagraniczne - komentuje Śledzińska-Katarasińska. Według niej, wyjątkami od tej zasady mogą być spotkania międzynarodowe na najwyższym szczeblu, w których biorą udział premier czy marszałek Sejmu.
Pierwszą ofiarą zaostrzonej dyscypliny jest Józef Lassota - musiał zapłacić tysiąc złotych, ponieważ spóźnił się na głosowanie nad votum dla rządu. Lassota mówi, że dotarł do Sejmu "dwie minuty" po głosowaniu. Polityk PO uważa karę za słuszną. - Już zapłaciłem - mówi.
Inne podejście do dyscypliny ma koalicyjne PSL. - Jesteśmy partią wolnych ludzi, którzy są odpowiedzialni i poważnie podchodzą do swoich obowiązków, nie trzeba ich nadmiernie pilnować - mówi "Rz" Mieczysław Łuczak, wiceszef klubu PSL.
zew, "Rzeczpospolita"