Publikacje medialne dotyczyły postępowania w sprawie Pasionka i ujawnienia nieuprawnionym osobom, w tym dziennikarzom, informacji z badania przez prokuraturę katastrofy smoleńskiej. Sprawę dotyczącą Pasionka prowadziła początkowo Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Poznaniu. W czerwcu 2011 roku śledztwo trafiło do Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Prokuratura badała m.in. "ujawnienie osobie nieuprawnionej informacji stanowiącej tajemnicę służbową" oraz "rozpowszechnianie publiczne wiadomości pochodzących z postępowania przygotowawczego". W sprawie badany był też wątek rozpowszechniania informacji ze śledztwa bez wymaganego zezwolenia przez dziennikarzy "Rzeczpospolitej". Ostatecznie Prokuratura Okręgowa w Warszawie w połowie grudnia umorzyła śledztwo w sprawie Pasionka. W wątku dotyczącym spotkania w czerwcu 2010 r. z przedstawicielami ambasady USA umorzenie uzasadniono "brakiem danych uprawdopodobniających popełnienie przestępstwa". Z kolei w wątku rozpowszechniania informacji przez dziennikarzy sprawę umorzono z powodu znikomej szkodliwości społecznej czynu.
W końcu grudnia "Rzeczpospolita" napisała, że wojskowi prokuratorzy analizowali billingi i esemesy dziennikarzy śledczych Macieja Dudy z TVN24.pl i Cezarego Gmyza z "Rz". "Rzeczpospolita" podała, że prokurator wojskowy zażądał od operatorów telefonicznych wykazu wszystkich połączeń dziennikarzy z ponad połowy 2010 r., zwrócił się też o wykaz oraz treść otrzymanych i wysyłanych przez nich esemesów. Płk Mikołaj Przybył z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu ocenił jednak, że informacje podane przez dziennik na ten temat są nierzetelne, a w części nieprawdziwe. Dodał, że w toku śledztwa poddano analizie połączenia, jakie wykonywał z telefonu służbowego prokurator Pasionek, i inne połączenia telefoniczne wykonywane przez prokuratorów posiadających informacje stanowiące tajemnicę śledztwa. - Prokuratura sprawdzała wyłącznie billingi prokuratorów i występowała o dane użytkowników lub właścicieli telefonów, z którymi ci prokuratorzy się kontaktowali. W momencie występowania do operatora o takie dane, prokurator prowadzący sprawę nie miał pojęcia, czy rozmówcą sprawdzanych osób byli dziennikarze. Chcę podkreślić, że sprawdzaliśmy billingi prokuratorów, a nie dziennikarzy - podkreślał Przybył.
PAP, arb