Dlaczego Kiszczak musiał zostać skazany

Dlaczego Kiszczak musiał zostać skazany

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stefan Niesiołowski, komentując skazanie Czesława Kiszczaka za udział w grupie przestępczej o charakterze zbrojnym, która 13 grudnia 1981 roku przetrąciła Polakom kręgosłup, stwierdził, że dziś wyrok ten nie ma już w zasadzie znaczenia. Ale to nieprawda.
Po 22 latach od odzyskania przez Polskę niepodległości (sic! PRL nie był państwem suwerennym – nie była to więc również niepodległa Polska) sąd Rzeczpospolitej ukarał tych, którzy robili wszystko co w ich mocy, by Polacy owej niepodległości nie odzyskali. Robili to nie z miłości do narodu, który radziecki kolos (choć w 1981 roku stojący już na glinianych nogach) mógł utopić w krwi – ale dlatego, że w podporządkowanej ZSRR Polsce Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak mogli dzielić i rządzić utrwalając swoją uprzywilejowaną pozycję. Wprowadzenie stanu wojennego można uzasadniać na milion sposobów, ale jego zasadnicze znaczenie jest oczywiste – chodziło o to, by wszystko zostało po staremu. By Jaruzelski wciąż był komunistycznym satrapą, Kiszczak – komunistycznym Josephem Fouche, a naród bezwolną masą, która pracuje i milczy, bo co taka masa może mieć ciekawego do powiedzenia? Aby utrzymać to status quo autorzy stanu wojennego posunęli się nawet do złamania prawa, które sami wprowadzali – Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego nawet w warunkach rzeczywistości PRL-owskiej była bowiem niczym innym, jak tylko wojskową juntą. Na szczęście komuniści – choć dopiero po dziesięciu latach – ten pojedynek przegrali.

W całej sprawie nie chodzi dziś o zemstę wygranych nad przegranymi – świadczy zresztą o tym wyrok sądu, który wymierzył Kiszczakowi karę więzienia w zawieszeniu (marna byłaby to zemsta wobec dziewięciu życiorysów, które WRON, rękami ZOMO-wców, brutalnie przerwał w kopalni Wujek) – ale o to, by fundamentem III RP nie był cyniczny układ z tymi, którzy – póki mogli – wysyłali wojsko przeciwko swoim rodakom, a gdy sił zabrakło „łaskawie" zgodzili się na to, by poeksperymentować z demokracją. Bo czy gdyby naziści w kwietniu 1945 roku zaproponowali okrągły stół niemieckiej opozycji, należałoby poklepać ich po plecach, uzasadnić podpalenie przez nich świata strachem przed ZSRR (brzmi znajomo?) i razem z nimi budować niemiecką demokrację? Tak, trzeba zachować proporcję – grzechy PZPR przy zbrodniach NSDAP wyglądają na niewinne igraszki. Ale – z punktu widzenia państwa demokratycznego – to wciąż grzechy ciężkie. I niepodległa Polska musi je nazwać po imieniu. Choćby po to, aby ci, którzy zamiast spokojnego życia pod radziecką okupacją wybrali twardą więzienną pryczę, mieli satysfakcję, że choć stracili młodość to walczyli po jasnej stronie mocy przeciwko złu. I po to, aby przyszłe pokolenia Polaków (kto wie, jakie dziejowe zakręty szykuje nam jeszcze historia?) wiedziały, że czasem warto płynąć pod prąd biegu zdarzeń.

Nie powinny mieć bowiem racji bytu opinie – jakie formułuje dziś wspomniany wcześniej Niesiołowski – które głoszą, że „historia przyznała rację ofiarom stanu wojennego, ale z drugiej strony autorzy stanu wojennego pokojowo oddali władzę społeczeństwu i to jest wartość". Bo te sprawy w ogóle nie powinny być ze sobą łączone! Chwała wszystkim, którzy usiedli przy okrągłym stole za to, że udało im się uniknąć rozlewu krwi na polskich ulicach – ale to w żadnym stopniu, nie usprawiedliwia tego, że w 1981 roku komunistyczna władza tę krew przelewała. Bo nie miejmy złudzeń – gdyby nie to, że pojałtański świat właśnie walił się w gruzy – w 1989 roku Jaruzelski et consortes znowu rzuciliby czołgi przeciwko społeczeństwu. Nie zrobili tego bo wiedzieli, że tym razem lufy karabinów mogą obrócić się w ich stronę. To polityczny realizm – a nie heroizm.

Demokratyczna Polska może okazać komunistom łaskę (wydać wyrok w zawieszeniu), ale nie może ich rozgrzeszyć. Bo  gdyby ich rozgrzeszyła oznaczałoby to, że PRL-owscy opozycjoniści wybrali taką a nie inną drogę życiową, głównie dlatego, że lubili sypiać na styropianie. A Jaruzelskiego od Wałęsy odróżniały tylko ciemne okulary noszone przez tego pierwszego.