"Nie wiedziałem, że jest radnym"
Jacek Kurski przekonywał przed sądem, że nie wiedział o pełnieniu przez swego asystenta mandatu radnego. Podkreślił, że pracownik oficjalnie nigdy go o tym nie zawiadomił i nie wykazywał w miesięcznych sprawozdaniach ani kartach pracy czasu spędzonego na sesjach czy komisjach rady powiatu. Zdaniem Kurskiego oznacza to, że były asystent pełnił mandat radnego w tych samych godzinach, w których powinien wykonywać swoje obowiązki w biurze poselskim. Dlatego Kurski domagał się oddalenia powództwa. Sierputowicz przyznał, że formalnie nie zawiadamiał pracodawcy o pełnieniu mandatu radnego, ale - jego zdaniem - nie miał takiego obowiązku. Podkreślał, że w samorządzie pracuje już trzecią kadencję i jego szef musiał o tym wiedzieć. - Pan poseł był nie tylko moim pracodawcą, ale także partyjnym kolegą w PiS. Wspierał więc kampanie wyborcze kandydatów tej partii do samorządu - mówił Sierputowicz.
"Zwolnienie nie miało podtekstu politycznego"
Dodawał, że nigdy nie było zastrzeżeń co do jego pracy w biurze poselskim. Swoje zwolnienie wiązał z usunięciem Kurskiego z PiS i jego przejściem do Solidarnej Polski. Sierputowicz pozostał działaczem PiS. Jacek Kurski zaprzeczał, by decyzja miała podtekst polityczny. Zapewniał, że likwidacja biura w Lidzbarku Warmińskim była elementem niezbędnej reorganizacji, przeprowadzonej w połowie kadencji europarlamentu i wynikała z planu otwarcia biur poselskich w Łomży i Ełku. Obie strony po kilkugodzinnych negocjacjach - za zgodą sądu - zdecydowały ostatecznie o zawarciu ugody, wyczerpującej wzajemne roszczenia.
ja, PAP