Powodem decyzji SO były "istotne braki formalne" aktu oskarżenia. W kilkuset tomach sprawy są dokumenty, które się powtarzają; wiele dokumentów w obcym języku nie jest przetłumaczonych; nie mają one adnotacji, że to "uwierzytelnione kopie". Są też dokumenty nieczytelne, nieodnoszące się do zarzutów oraz nie wiadomo czyje billingi. SO pytał też prokuraturę, czy nie widzi przeszkody dla prowadzenia postępowania karnego, gdyż za ten sam czyn Wąsacz odpowiada przed Trybunałem Stanu. Zdaniem SO, sąd powszechny nie jest właściwy do rozpoznania sprawy, a śledczy powinni rozważyć np. zawieszenie postępowania do rozstrzygnięcia sprawy w TS.
"Dwie sprawy o to samo to nękanie człowieka"
W zażaleniu do SA prokuratura pisała, że jeśli sąd uznaje, iż jest negatywna przesłanka dla dalszego procesu, to jest on władny "samodzielnie podjąć decyzję". Zdaniem prokuratury, w aktach są tłumaczenia wszystkich dokumentów, choć nie tuż przy oryginałach. Wąsacz mówił w SA, że prowadzenie dwóch spraw o ten sam czyn, to "nękanie człowieka". Dodał, że kilkadziesiąt tysięcy stron materiału dowodowego utrudniłoby mu skuteczną obronę.
700 tomów, materiał zachwaszczony
SA uznał, że materiał zgromadzony przez prokuraturę w 700 tomach akt ma "rażące braki" i został "zachwaszczony". SA wymienił m.in. nieprzetłumaczenie na jęz. polski 11,7 tys. stron akt; brak poświadczeń za zgodność kilkuset dokumentów i brak analizy 1800 stron billingów. - Prokurator ma zdecydować, czy te wszystkie materiały w ogóle są przydatne; a może to są śmieci, które trzeba wyrzucić z akt sprawy? - mówił sędzia Jerzy Leder. Dodał, że prokuratura powinna ograniczyć materiał do 20-30 tomów.
SA nie zajął merytorycznego stanowiska w kwestii dopuszczalności jednoczesnego sądzenia Wąsacza przed sądem powszechnym i przed TS. Sędzia podkreślił, że "skoro SO nie umorzył sprawy, to SA jest w tej kwestii zwolniony od decyzji".
Rzecznik gdańskiej prokuratury Krzysztof Trynka mówił, że w aktach są tłumaczenia wszystkich obcojęzycznych dokumentów, tyle że umieszczone w takim porządku, w jakim wpływały do prokuratury. - Przy każdym dokumencie obcojęzycznym wskazano numery stron, na których znalazło się tłumaczenie - wyjaśniał. Dodał, że załączone do akt kopie dokumentów dostarczone śledczym przez różne instytucje zostały poświadczone za zgodność z oryginałami: część instytucji nie uwierzytelniała jednak każdej z kopii z osobna, a dołączała do całych zestawów kopii pisma przewodnie z uwierzytelnieniem.
Seremet: z orzeczeniem sądu nie należy się spierać
W reakcji na krytykę prasową działań prokuratury, Seremet w zamieszczonym na stronie internetowej PG oświadczeniu napisał, że SA podzielił częściowo argumenty zażalenia prokuratury na decyzję SO. "Wykaz dokumentów wymagających przetłumaczenia okazał się o wiele krótszy niż ten, który sporządził SO" - dodał Seremet. Podkreślił, że w obecnym stanie prawnym prokuratura nie ma możliwości wyboru zebranych w śledztwie dokumentów, które ma przekazać sądowi - możliwość taką przewiduje dopiero projekt nowelizacji kodeksu postępowania karnego.
"Z prawomocnym orzeczeniem sądu nie należy się spierać. Dlatego prokurator w tej sprawie uzupełni postępowanie. Ja ze swej strony zażądam przeprowadzenia postępowania służbowego w celu wyjaśnienia powodów powstania uchybień, których istnienie potwierdził SA" - zapowiedział Seremet.
Wybierał się w Himalaje
Według aktu oskarżenia nadzorując w 1999 r. prywatyzację PZU, Wąsacz akceptował działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez Eureko oraz BIG Bank Gdański, co miało przynieść szkodę interesowi publicznemu. Zdaniem śledczych, Wąsacz m.in. nie podjął działań, które dawałyby możliwość uzyskania wyższej ceny za sprzedawane akcje PZU i doprowadził do wyboru oferty, która "nie była najkorzystniejsza i która nie spełniała najpełniej celów i oczekiwań Skarbu Państwa oraz potrzeb PZU".
W 2006 r. policja na zlecenie prokuratury zatrzymała Wąsacza, bo miała informacje o jego możliwej ucieczce za granicę, gdyż wcześniej kupił walizki (wybierał się w Himalaje). Sąd nie zgodził się na jego aresztowanie, a zatrzymanie uznał za bezzasadne.
Wąsacz przed Trybunałem
W lipcu 2005 r. Sejm IV kadencji przyjął uchwałę o pociągnięciu Wąsacza do odpowiedzialności przed TS za domniemane nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU, TP SA i Domów Towarowych "Centrum". Komisja uznała, że sprzedaż pakietu akcji PZU Eureko w 1999 r. doprowadziła do problemów, w tym - rozpraw przed międzynarodowym trybunałem arbitrażowym. Uznano też, że wycena DT Centrum była zaniżona. W przypadku prywatyzacji TP SA Wąsacz miał niekorzystnie wybrać firmę doradczą, co doprowadziło do ok. 25 mln zł strat.
Podczas pierwszej rozprawy w 2006 r. TS uznał, że dokumenty Sejmu nie spełniały warunków prawnych aktu oskarżenia. Jednak w 2007 r. sprawa wróciła do TS. Wobec wygaśnięcia kadencji Sejmu proces Wąsacza formalnie się nie zaczął. W połowie lutego Sejm ma powołać posła PO Jerzego Kozdronia na oskarżyciela sejmowego w sprawie Wąsacza. W obu sprawach nie przyznaje się on do winy (w sprawie karnej grozi mu do 10 lat więzienia) i mówi o ich politycznym tle - co powtórzył po decyzji SA.
zew, PAP