SA uwzględnił apelację pełnomocników Turowskiego, którzy wnosili o uchylenie wyroku I instancji. IPN może jeszcze złożyć kasację do Sądu Najwyższego.
W grudniu 2010 r. IPN wystąpił do sądu o lustrację Turowskiego, ówczesnego szefa wydziału politycznego Ambasady RP w Moskwie - nigdy nie ujawniono oficjalnie szczegółów sprawy. Zaraz po tym MSZ ogłosił, że Turowski kończy misję w Moskwie. W początkach 2011 r. podał się on do dymisji, którą "w trybie natychmiastowym" przyjął minister Radosław Sikorski. Według "Rzeczpospolitej" IPN podejrzewał Turowskiego (czego nigdy oficjalnie nie zdementowano), że w oświadczeniu lustracyjnym zataił, iż był tzw. nielegałem wywiadu PRL, skierowanym w 1975 r. jako oficer wywiadu do zakonu jezuitów w Watykanie. Miał być przez 10 lat dopuszczany do "największych tajemnic Watykanu dotyczących polityki wschodniej". W 1986 r. miał wystąpić z zakonu, a w 1993 r. zaczął pracę w MSZ. Zdaniem "Gazety Wyborczej" było to "przykrywką" dla działalności w polskim wywiadzie. Był ambasadorem na Kubie.W 2007 r. za rządów w MSZ Anny Fotygi otrzymał stopień dyplomatyczny ambasadora tytularnego. Uczestniczył w przygotowaniu wizyty w Katyniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego 10 kwietnia 2010 r. był na płycie lotniska, gdzie oczekiwano na przylot Tu-154M. Przesłuchano go już jako świadka w polskim śledztwie ws. katastrofy smoleńskiej. - Nie można wykluczyć, że zaszła sytuacja nielojalności państwa wobec swojego funkcjonariusza, który został postawiony w sytuacji bez wyjścia - tak według "GW" napisał SO w uzasadnieniu wyroku z 2011 r. Żadna ze stron procesu nie potwierdziła PAP tych informacji - ale też im nie zaprzeczyła. Zdaniem "GW" Turowski miał w sądzie tłumaczyć, że "nie miał zaufania do szczelności" IPN i kierował się wyższym dobrem, jakim była "ochrona źródeł" - czyli osób, które pozyskał do współpracy na terenie Rosji.
Według "GW" po 1989 r. Turowski przeszedł do wywiadu RP, gdzie miał chroniony najwyższą klauzulą tajemnicy status "nielegała", a oficjalnie był dyplomatą. Zdaniem "GW" do ambasady w Moskwie zadzwoniła w grudniu 2010 r. prokurator IPN mówiąc, że zakwestionowała jego oświadczenie lustracyjne. - Turowski był w szoku, że podała tę informację na normalną, niechronioną w żaden sposób linię. Dla niego oznaczało to, że służby rosyjskie, które kontrolują telefony ambasady, dowiedziały się, jaką pełni funkcję - pisała "GW".
Jej zdaniem na pożegnalnym przyjęciu w Moskwie generał rosyjskiego wywiadu powiedział mu: "Nie musieliśmy cię wydalać. Zrobili to twoi". Według informacji "Gazety" wyjazd Turowskiego z Moskwy poprzedziła ewakuacja kilku oficerów polskiego wywiadu. "GW" pisała też, że do 2007 r. był on na etacie w Agencji Wywiadu, a gdy skończył 60 lat, musiał odejść na emeryturę. Żeby dalej pracować dla wywiadu, przeszedł na status współpracownika wywiadu, co nałożyło na niego obowiązek poinformowania o swojej pracy w czasach PRL w oświadczeniu lustracyjnym. Zdaniem "GW" jako oficer przejęty przez służby III RP Turowski nie musiał ujawniać swojej roli w oświadczeniach dla IPN, a jako współpracownik taki obowiązek już miał.
Zgodnie z polskim prawem status współpracownika obecnego polskiego wywiadu jest wieczystą tajemnicą państwową. Dyplomaci to obecnie najliczniejsza - po samorządowcach - kategoria urzędników lustrowanych na wniosek Instytutu. Za kłamców uznano już kilku z nich; trwają procesy m.in. b. wiceszefów resortu Macieja Kozłowskiego i Andrzeja Towpika.
eb, pap