"Rosjanie zagłuszali telefony pod Smoleńskiem"

"Rosjanie zagłuszali telefony pod Smoleńskiem"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kłopoty z łącznością nie były przypadkowe? (fot. prsteam.net/Wikipedia/CC) 
Tuż po katastrofie prezydenckiego Tu-154M w Smoleńsku Rosjanie zagłuszali rozmowy telefoniczne - twierdzi "Nasz Dziennik".
"Nasz Dziennik" publikuje obszerny wywiad z ppłk. Krzysztofem Dacewiczem, funkcjonariuszem Biura Ochrony Rządu, który 10 kwietnia 2010 r. był w Smoleńsku. Oficer odsłania kulisy przygotowań do wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu i relacjonuje jak dowiedział się o katastrofie.

- Podeszła do mnie w Katyniu polska dziennikarka, która zwróciła się do mnie z pytaniem, czy słyszałem, że samolot z prezydentem ma jakieś kłopoty. Odpowiedziałem, że nic nie wiem, nie słyszałem, ale zaraz pójdę i postaram się czegoś więcej dowiedzieć. Poszedłem od razu do pana ministra Jacka Sasina i mówię: "Panie ministrze, czy pan coś wie na temat jakichś problemów z samolotem?". Odpowiedział: "Pan też coś słyszał? Ja też coś słyszałem, ale nie znam szczegółów". Wtedy próbowaliśmy wykonywać telefony - relacjonuje oficer BOR.

- Po katastrofie próbował się z nami połączyć kierowca ambasadora Gerard K., który był na płycie lotniska. Ale żaden z telefonów nie dzwonił. Dopiero po paru minutach K. dodzwonił się do swojej żony, która też z nami była w Katyniu, i poinformował ją o katastrofie, a ona nam tę informację przekazała - kontynuuje Dacewicz.

Jeśli Rosjanie zakłócali łączność telefoniczną, to w jakim celu? Dacewicz nie wie. - Nie zastanawiałem się nad tym. Każdy z nas był wyposażony w telefon służbowy i do żadnego z nas Gerard się nie dodzwonił - mówi. - Gdy po relacji żony Gerarda powiadomiłem o tym co się stało ministra Sasina, poprosiliśmy o pilotaż milicyjnym radiowozem i pojechaliśmy na lotnisko - kończy oficer.

zew, PAP, "Nasz Dziennik"