Zamordowany Piotr był synem mężczyzny, z którym przez kilka lat kobieta była związana. Sąd zgodził się z oceną sądu pierwszej instancji, że motywem zbrodni była zemsta na ojcu chłopca za zerwanie tego związku, czemu Myszkiewicz zaprzeczała w śledztwie i przed sądem, choć do zabójstwa się przyznała.
Piotra wywołała z lekcji pod pretekstem badań lekarskich. Pretekstem do ataku miały być obraźliwe słowa chłopca skierowane do nauczycielki za związek z jego ojcem. Otrzymał kilkadziesiąt ciosów nożem, który nauczycielka przyniosła w plecaku i zmarł z wykrwawienia, zanim przyjechało pogotowie. Kobiecie udało się zbiec, dwa dni później oddała się w ręce policji w Markach pod Warszawą.
Obrońca oskarżonej domagał się zmiany kwalifikacji prawnej czynu i uznania, że kobieta działała w afekcie, co miałoby wpływ na wysokość kary. Powoływał się na opinie biegłych z procesu w pierwszej instancji. Sąd Okręgowy- wbrew tym opiniom - przyjął jednak, że zabójstwo było zaplanowane, świadome i nie miało miejsca działanie w afekcie.
Sąd Apelacyjny uważa, że Mariola Myszkiewicz działała w stanie silnego wzburzenia - jak to ujął sąd - "w sensie psychicznym i psychiatrycznym", ale nie można uznać tego za afekt.
"W chwili dokonania tego czynu oskarżona była w takim stanie psychicznym, w którym jej przeżycia emocjonalne górowały nad przeżyciami intelektualnymi" - mówił sędzia Andrzej Czapka. W takiej sytuacji wystarczył impuls (obraźliwe słowa Piotra skierowane do niej), który spowodował natychmiastową reakcję, zwłaszcza, że Mariola Myszkiewicz była podenerwowana, przemęczona i niewyspana, bo bardzo przeżywała rozstanie z ojcem chłopca.
Sąd zwrócił jednak uwagę, że nie było to "silne wzburzenie usprawiedliwione okolicznościami", a o takim przypadku mówi kodeks karny. Sędzia Czapka wyjaśniał, że takimi okolicznościami byłoby "krzywdzące sprawcę zachowanie pokrzywdzonego", które musi też być oceniane krytycznie z punktu widzenia norm moralnych lub zasad współżycia społecznego.
Jak podkreślił, tak nie było w tym wypadku. "To oskarżona przez swój związek z jego ojcem, w jego odczuciu, jak i obiektywnym, społecznym, wyrządziła krzywdę jemu i jego rodzinie" - mówił sędzia. Według niego, wulgarne słowa chłopca skierowane do kobiety w gabinecie były "w rażącej dysproporcji w stosunku do jej działań i krzywdy, jaką jemu wyrządziła".
Sąd Apelacyjny nie zgodził się z niektórymi ustaleniami sądu pierwszej instancji, dotyczącymi przebiegu zdarzenia w gabinecie lekarskim szkoły podstawowej w Czarnej Białostockiej, gdzie doszło do zbrodni.
Z oceny tej nie wyniknęła jednak możliwość zmiany kwalifikacji prawnej czynu, którą Sąd Apelacyjny uznał za prawidłową.
Karę 25 lat więzienia sąd uznał za sprawiedliwą i "adekwatną do stopnia zawinienia". "Kara surowa, ale na taką oskarżona w pełni zasłużyła" - mówił sędzia.
Sąd zwrócił też uwagę, że ofiarą Marioli Myszkiewicz był 11-letni chłopiec, a ona - z racji swego zawodu i wykształcenia - miała szczególny obowiązek opieki nad dziećmi, szczególnie na terenie szkoły.
We wtorek, w swym ostatnim słowie, Mariola Myszkiewicz mówiła emocjonalnie, że zrobiła straszną rzecz i "zmarnowała życie wielu ludziom", ale wtedy była sama, opuszczona przez najbliższych i w bardzo złym stanie psychicznym. Zaprzeczała, że zaplanowała zbrodnię. W środę na ogłoszenie wyroku nie została dowieziona.
Wyrok jest prawomocny, przysługuje od niego jedynie kasacja do Sądu Najwyższego. Obrońca Marioli Myszkiewicz zapowiedział jej złożenie.
em, pap