10 kwietnia w Smoleńsku Rosjanie zaprezentowali umyty fragment wraku tupolewa. - To bardzo źle dla potrzeb dowodowych, ale Rosjanie zrobili to z głupoty, by przypodobać się przewodniczącemu Dumy - komentował w TVN24 Ryszard Kalisz.
Kalisz ocenił, że wszystko, nawet kurz czy błoto mogą być poszlaką w śledztwie dotyczącym zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Jego zdaniem, na takie postępowanie powinno zareagować MSZ. - Tak się nie powinno postępować, ale nie szukajmy intencjonalnych działań. Wczoraj do Smoleńska przyjechał przewodniczący Dumy (Siergiej Naryszkin -red.), a Rosjanie, gdy ktoś ważny przyjeżdża, malują trawę i czyszczą wrak. Zrobili to z głupoty ludzie w Smoleńsku, bo chcieli się przypodobać przewodniczącemu - uważa Kalisz. Według niego, w Rosji zdarza się "nadstaranność w celu przypodobania się władzy".
Od 10 kwietnia 2010 wrak rozbitego tupolewa leżał pod gołym niebem. Nie był zabezpieczony przed deszczem i śniegiem. W październiku 2010 roku okryto go brezentem, w styczniu 2012 - umieszczono go pod drewniano-stalową wiatą. Polska wielokrotnie zwracała się do Rosji z prośbą o wydanie wraku. Rosjanie argumentują jednak, że nie mogą wydać szczątków samolotu, bo są one dowodem w sprawie, jaką prowadzi Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej.
Według Kalisza Rosjanie mogliby oddać wrak Tu-154 Polsce. - Z chwilą zakończenia pracy komisji technicznej MAK wrak Rosjanom przestał być potrzebny - powiedział polityk SLD. Jak dodał, po zakończeniu prac komisji dowodem w sprawie jest przygotowany przez nią raport, wrak nie jest już więc konieczny. - Podpisanie przez Polskę memorandum, że wrak nie zostanie zwrócony do zakończenia postępowania, było błędem. Polska powinna zastrzec, że ma prawo do podjęcia działań i zbadania wraku - ocenił Kalisz.ja, TVN24