Zaczęło się w 2000 roku...
Jesienią 2000 r. Krzysztofa Porowskiego zatrzymali funkcjonariusze katowickiej delegatury Urzędu Ochrony Państwa w jego domu w Międzybrodziu Żywieckim. Akt oskarżenia w tej sprawie powstał po śledztwie przeprowadzonym na polecenie ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego przez prokuraturę w Gdańsku w 2002 roku. Zarzuty postawiono ośmiu osobom - porowski odpowiadał m.in. za przekupstwa urzędników państwowych i wyłudzenie od ZUS w latach 1992-1999 prawie 7 mln zł zasiłków chorobowych i świadczeń rehabilitacyjnych. Jednym ze współoskarżonych był ówczesny wiceprezes Sądu Okręgowego w Katowicach Andrzej H., który, miał otrzymać od Porowskiego 100 tys. dolarów łapówki i w zamian za to nakłaniać komornika do sprzedaży dużej liczby samochodów firmie Porowskiego i wydania aut przed zapłaceniem za nie. Według prokuratury Andrzej H. robiąc interesy z Porowskim, otrzymał również mercedesa wartego ok. 20 tys. zł. W 1991 roku sędzia miał też dostać łapówki, m.in. od innego współoskarżonego, powiązanego z Porowskim. Przed sądem odpowiadali także jeden ze śląskich komorników oraz koledzy Porowskiego, którzy - według prokuratury - uczestniczyli w jego przestępczej działalności.
Proces w tej sprawie rozpoczął się przed krakowskim sądem w listopadzie 2002 roku. Oskarżeni nie przyznali się do winy. Porowski stwierdził, że proces jest spreparowany przez służby specjalne, które inspirowały świadków i kontrole skarbowe przeciwko niemu. Powoływał się na rzekomo przeprowadzaną przez katowicki UOP akcję Temida, która miała na celu podporządkowanie sobie katowickich środowisk sędziów i prokuratorów.
...skończyło w 2009
Wyrok w sprawie zapadł w kwietniu 2009 roku. Krakowski sąd uniewinnił wszystkich oskarżonych - sędzia uznał, że prokuratura nie przedstawiła dowodów jednoznacznie potwierdzających stawiane im zarzuty, a w niektórych przypadkach stawiała zarzuty bez dowodów lub nawet wbrew nim. Samo postępowanie sądowe nazwał specyficznym, ponieważ to sąd musiał przeprowadzić w znacznym zakresie postępowanie dowodowe zamiast prokuratury. W postępowaniu były też - stwierdził sąd - rzeczy zadziwiające, których nie udało się wyjaśnić do końca. Sędzia powołał się na podawane w toku postępowania przez prokuraturę zarzuty, które nigdy nie zostały postawione; na sposób zatrzymania Krzysztofa Porowskiego, dokonany wbrew wiedzy a nawet woli prokuratury. Sąd przywołał także niewyjaśnioną i sprzeczną z procedurą rozmowę zatrzymanego biznesmena z wiceszefem UOP, z której nagranie, rzekomo dokonane, nie zachowało się.
"Kiedyś byłem w Białym Domu - teraz straciłem reputację"
16 kwietnia Krzysztof Porowski opowiadał przed sądem o szykanach, jakich doznał od chwili zatrzymania. - Dokonano napadu na moją rezydencję. Zostałem zatrzymany na podstawie legitymacji UOP; funkcjonariusze w kominiarkach powalili nas na ziemię i trzymali broń przy głowach, nawet opiekunce i mojemu małemu dziecku - wyliczał przed sądem Porowski. Biznesmen twierdzi, że był szykanowany za to, że nie chciał obciążać wskazywanych mu osób - np. przez 24 miesiące nie miał widzeń z najbliższymi, przewożono go do kolejnych aresztów, odmawiano dostępu do leczenia, izolowano od obrońców. - Byłem znany z działalności charytatywnej, przyjaźniłem się z prezesem Kongresu Polonii Amerykańskiej, zostałem zaproszony do Białego Domu – podkreślał Porowski, który ocenił następnie, że w wyniku aresztowania i oskarżenia jego reputacja oraz interesy legły w gruzach.
PAP, arb