Antoni Macierewicz, na spotkaniu klubu "Gazety Polskiej" w Krośnie przekonywał m.in., że „zamach w Smoleńsku był wypowiedzeniem Polsce wojny”. Macierewicz jest zwolennikiem tezy (a przynajmniej deklaruje się jako jej zwolennik), że katastrofa smoleńska (czyt. zamach smoleński) to cześć szerszego planu rosyjskiej ofensywy przeciwko Polsce. Zdaje się przy tym nie pamiętać kto zaprosił całe dowództwo polskiego wojska na pokład tupolewa i kto jest odpowiedzialny za to, że po katastrofie wojskowej CAS-y siły powietrzne nie wdrożyły zaleceń przedstawionych przez komisję badania wypadków lotniczych.
Paranoja smoleńska rozlewa się coraz szerszym strumieniem. Dzieje się tak dlatego, że temat katastrofy, poruszany na wiecach, konwentyklach i w czasie marszy Prawa i Sprawiedliwości, jest szeroko relacjonowany przez media. Wszyscy mamy więc okazję wysłuchać oskarżeń, paranoicznych teorii, a coraz częściej również i gróźb pod adresem tych, którzy rzekomo zdradzili Polskę. Kłamstwo smoleńskie (czyli podtrzymywanie tezy o zamachu) jest rezultatem zimnej kalkulacji politycznej, realizowanej przez szaleńców. I – chociaż porównanie jest trochę na wyrost – cała sytuacja przypomina początek lat 30-tych ubiegłego wieku w Niemczech, gdzie pewien feldfebel pruskiej armii walczył o władzę. Hitler walczył z demokratycznym porządkiem ukształtowanym po I wojnie światowej, Kaczyński walczy z demokratycznym porządkiem ukształtowanym w Polsce po 1989 roku.
Smoleńsk jest dla Jarosława Kaczyńskiego nie tylko pretekstem do zemsty na domniemanych zabójcach jego brata – dla prezesa PiS jest to przede wszystkim narzędzie walki politycznej. Apele, jakie się rozległy po drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej, których autorzy chcieliby, aby Kaczyński oddzielił rolę brata tragicznie zmarłego prezydenta od roli polityka, są nadaremne. Kaczyński chce powrotu do władzy. - Jestem politykiem, czyli człowiekiem, który z natury rzeczy powinien zabiegać o władzę - mówi. To jasny komunikat - zrobię wszystko, aby do władzy wrócić. Wszystko – łącznie z wyprowadzaniem ludzi na ulicę i prowokowaniem zamieszek. Wyznawcy mitu smoleńskiego wiążą katastrofę z 10 kwietnia z Katyniem, a to daje im podstawę do negowania porządku politycznego, prawnego i legitymacji obozu rządzącego obecnie w Polsce. Wypowiedzenie posłuszeństwa władzy jeszcze bardziej usprawiedliwia teoria, zgodnie z którą władza ta partycypowała w zamachu na prezydenta Kaczyńskiego. Tu już nie chodzi o przejęcie władzy w drodze demokratycznych wyborów – chodzi o obalenie obecnego rządu i zmuszenie go, by zrzekł się uzyskanego w wyborach mandatu.
Kaczyński zbudował państwo równoległe do III RP. Neguje i kontestuje już nie tylko wybór prezydenta Bronisława Komorowskiego na prezydenta (który, przypomnijmy, dokonał się „przez przypadek"), ale jest gotów do negacji każdej decyzji, opinii, czy stanowiska instytucji państwa niezgodnej z jego oczekiwaniami. Ma już własne media, ma własny (toruński) Kościół i ma szeroką bazę wyznawców. Tak właśnie - nie wyborców, ale wyznawców "kościoła smoleńskiego". Środowiska skupione wokół Prawa i Sprawiedliwości i „Gazety Polskiej” systematycznie próbują wciągnąć w orbitę tego projektu alternatywnej Polski także cześć hierarchów kościelnych, budują własne media, szukają zaplecza finansowego. I zamykają siebie i swoich zwolenników w getcie mentalnym, wmawiając im, że to oni są „prawdziwymi Polakami” albo „wolnymi Polakami” i depozytariuszami polskości. W opozycji do „Polski smoleńskiej” jest Polska pod rządami Donalda Tuska - państwo niesuwerenne (kondominium niemiecko-rosyjskie), rządzone przez zdrajców. Na razie jednak „Polska smoleńska” musi – chcąc nie chcąc – mieścić się w granicach „Polski Tuska” w związku z czym jej wyznawcy, nie mogąc przejąć władzy w demokratyczny sposób, starają się państwo zdestabilizować, a w rezultacie - obalić. Groźba puczu jest realna, ponieważ środowiska te są w stanie wciągnąć do swych działań wszelkie zorganizowane grupy, poczynając od skrajnych nacjonalistów, na bandytach stadionowych kończąc.
Kaczyńskiemu się spieszy - ma już 63 lata. Nie może czekać do następnych wyborów, nie może również liczyć na wygraną w tych wyborach. Węgierska droga, którą przeszedł Orban jest ciekawa, ale za długa. I Kaczyński to wie. - Zwycięstwo PiS musi nastąpić możliwie szybko - powiedział w jednym z wywiadów. I należy je osiągnąć każdą możliwą metodą, aby „realizować testament" Lecha Kaczyńskiego.
Tymczasem Platforma Obywatelska, Donald Tusk i duża część mediów wydaje się nie zdawać sobie sprawy z zagrożenia. Ostre wystąpienie Donalda Tuska w Sejmie to trochę mało. To już nie jest polityka - teraz zaczyna się wojna!
Smoleńsk jest dla Jarosława Kaczyńskiego nie tylko pretekstem do zemsty na domniemanych zabójcach jego brata – dla prezesa PiS jest to przede wszystkim narzędzie walki politycznej. Apele, jakie się rozległy po drugiej rocznicy katastrofy smoleńskiej, których autorzy chcieliby, aby Kaczyński oddzielił rolę brata tragicznie zmarłego prezydenta od roli polityka, są nadaremne. Kaczyński chce powrotu do władzy. - Jestem politykiem, czyli człowiekiem, który z natury rzeczy powinien zabiegać o władzę - mówi. To jasny komunikat - zrobię wszystko, aby do władzy wrócić. Wszystko – łącznie z wyprowadzaniem ludzi na ulicę i prowokowaniem zamieszek. Wyznawcy mitu smoleńskiego wiążą katastrofę z 10 kwietnia z Katyniem, a to daje im podstawę do negowania porządku politycznego, prawnego i legitymacji obozu rządzącego obecnie w Polsce. Wypowiedzenie posłuszeństwa władzy jeszcze bardziej usprawiedliwia teoria, zgodnie z którą władza ta partycypowała w zamachu na prezydenta Kaczyńskiego. Tu już nie chodzi o przejęcie władzy w drodze demokratycznych wyborów – chodzi o obalenie obecnego rządu i zmuszenie go, by zrzekł się uzyskanego w wyborach mandatu.
Kaczyński zbudował państwo równoległe do III RP. Neguje i kontestuje już nie tylko wybór prezydenta Bronisława Komorowskiego na prezydenta (który, przypomnijmy, dokonał się „przez przypadek"), ale jest gotów do negacji każdej decyzji, opinii, czy stanowiska instytucji państwa niezgodnej z jego oczekiwaniami. Ma już własne media, ma własny (toruński) Kościół i ma szeroką bazę wyznawców. Tak właśnie - nie wyborców, ale wyznawców "kościoła smoleńskiego". Środowiska skupione wokół Prawa i Sprawiedliwości i „Gazety Polskiej” systematycznie próbują wciągnąć w orbitę tego projektu alternatywnej Polski także cześć hierarchów kościelnych, budują własne media, szukają zaplecza finansowego. I zamykają siebie i swoich zwolenników w getcie mentalnym, wmawiając im, że to oni są „prawdziwymi Polakami” albo „wolnymi Polakami” i depozytariuszami polskości. W opozycji do „Polski smoleńskiej” jest Polska pod rządami Donalda Tuska - państwo niesuwerenne (kondominium niemiecko-rosyjskie), rządzone przez zdrajców. Na razie jednak „Polska smoleńska” musi – chcąc nie chcąc – mieścić się w granicach „Polski Tuska” w związku z czym jej wyznawcy, nie mogąc przejąć władzy w demokratyczny sposób, starają się państwo zdestabilizować, a w rezultacie - obalić. Groźba puczu jest realna, ponieważ środowiska te są w stanie wciągnąć do swych działań wszelkie zorganizowane grupy, poczynając od skrajnych nacjonalistów, na bandytach stadionowych kończąc.
Kaczyńskiemu się spieszy - ma już 63 lata. Nie może czekać do następnych wyborów, nie może również liczyć na wygraną w tych wyborach. Węgierska droga, którą przeszedł Orban jest ciekawa, ale za długa. I Kaczyński to wie. - Zwycięstwo PiS musi nastąpić możliwie szybko - powiedział w jednym z wywiadów. I należy je osiągnąć każdą możliwą metodą, aby „realizować testament" Lecha Kaczyńskiego.
Tymczasem Platforma Obywatelska, Donald Tusk i duża część mediów wydaje się nie zdawać sobie sprawy z zagrożenia. Ostre wystąpienie Donalda Tuska w Sejmie to trochę mało. To już nie jest polityka - teraz zaczyna się wojna!