Tusk przypomniał, że prawie dokładnie 20 lat temu - 7 lutego 1992 w holenderskim miasteczku Maastricht podpisano traktat o Unii Europejskiej, w którym była mowa m.in. o wzmacnianiu obrazu Unii jako ciała mówiącego jednym głosem i dążeniu do stworzenia wśród obywateli poczucia przynależności do jednej wspólnoty.
Według premiera, słowami-kluczami na wiele lat stały się w UE stwierdzenia: jedność i jednolitość, spójność, współdziałanie, wspólnota. - Z optymistycznym wizjonerstwem, które przenikało dokumenty z Maastricht ostro kontrastuje język umowy, która określana jest skrótowo jako pakt fiskalny, umowy, która jest jednym z najważniejszych zdarzeń ostatnich lat w UE - powiedział Tusk. Zwrócił uwagę, że w preambule tego dokumentu jest mowa m.in. o ochronie stabilności strefy euro jako całości czy powstrzymaniu się przez państwa członkowskie UE od podejmowania wszelkich środków, które mogłyby zagrażać urzeczywistnieniu celów UE.
Tusk: to inna melodia
- A także słowa, które budzą najwięcej emocji także w waszych parlamentach - słowa o zachęcaniu, a w razie konieczności o zmuszaniu państwa członkowskiego do obniżenia ewentualnie stwierdzonego deficytu - powiedział. Tusk ocenił, że to "inne słowa, inna melodia niż ta, która towarzyszyła największym marzycielom i tym najszczytniejszym marzeniom o wspólnej Europie". Jak mówił, dziś nowe słowa-klucze w UE to: "ochrona, wzmocnienie, korekta, właściwe funkcjonowanie".
- Patrząc z tej perspektywy, traktat z Maastricht możemy porównać do śmiałego wizjonerskiego projektu wielkiej europejskiej architektury, a traktat dzisiejszy to stalowe klamry, jakie nakłada się na kruszejące mury, by powstrzymać ich ostateczny rozpad - powiedział szef rządu.
"To fundamentalny dylemat"
Tusk stwierdził, że wciąż aktualne jest pytanie, w jakim punkcie znajduje się dziś integracja europejska. - Powiada się dziś, że integracja europejska jest zbyt zaawansowana, aby móc pozostawić niektóre sprawy wyłącznie w gestii poszczególnych państw. Jednocześnie mówimy, że ta integracja jest za mało zaawansowana, by można te uprawnienia państwom odebrać - mówił Tusk.- To jest fundamentalny dylemat polityczny przed jakim stoją dzisiaj wszystkie narody Europy - zaznaczył. Jak dodał szef rządu, dziś jest to przedmiot ważnego sporu, który toczy się w UE na dwóch płaszczyznach: między państwami i w obrębie każdego kraju.
Według niego, dylemat ten przekłada się również na inne konkretne pytanie: czy wszystkie problemy UE może rozwiązać jeden wspólny rynek, czy też "niezbędnym dopełnieniem takiego rynku nie powinna być znacznie dalej idąca integracja polityczna". - To pytanie: ile rządów Europy w każdym z naszych krajów staje się pytaniem palącym. Dlatego ten spór widoczny jest na każdym poziomie, w każdym z krajów Europy. To spór między federalistami a suwerenistami - zaznaczył Tusk.
"Silne unie tylko przez wielki wybuch"
Kolejnym - zdaniem premiera - dylematem jest jak rozwijać projekt europejski. - Czy powinniśmy postępować jak dotychczas, krok po kroku, ostrożnie, powoli, tworząc instytucje i mechanizmy współdziałania, które otwierają nowe etapy integracji, czyli iść drogą wytyczoną przez Monneta, czy też powinniśmy dokonać wielkiego skoku, bowiem silne unie polityczne powstają tylko gwałtownie, na zasadzie "wielkiego wybuchu", w okresach skrajnego kryzysu - podkreślił.
- Europa nie może stać w miejscu, Europa rozumiana jako idea i wspólnota. Jako Europejczycy nie możemy odwrócić się plecami do własnych dokonań, do wartości, które powołały UE do życia. Jeśli zapomnimy, na jakich przesłankach powstawała idea Europy, to znaczy, że nasza pamięć będzie także zagrożona, pamięć także o tym, co było powodem, dla którego Europa powstała - oświadczył Tusk.
"Nie ma powrotu"
- Nie sposób powrócić do punktu wyjścia, każdy, kto ma świadomość historyczną, wie co oznacza punkt wyjścia dla UE. Musimy pamiętać od czego zaczęła się wędrówka w stronę europejskiego marzenia - zaczęła się od doświadczenia wojny i Holocaustu, od dramatycznego kryzysu europejskiego ducha i rumowiska materialnego i duchowego, jakie pozostawił po sobie 1945 rok - powiedział premier. Wyliczał, że ten punkt wyjścia to także zimna wojna i podział kontynentu, dramatyczne doświadczenie komunizmu.
- W integracji europejskiej chodziło głównie o to, by takie doświadczenia stały się w przyszłości niemożliwe. Nie ma drogi powrotnej, musimy iść naprzód i będziemy szli naprzód - oświadczył szef PO.
Tusk przekonywał, że solidarność polityczna stała się antidotum w Europie na rządy, których źródłem jest wyłącznie siła. - UE od początku pomyślana była jako wspólnota solidarna, gdzie głos i pozycja państwa mniejszego, o mniejszym potencjale znaczy równie dużo, jak głos tych największych i najsilniejszych - mówił. Jak ocenił, dziś w czasie kryzysu, który sprzyja erozji solidarności, dyskutujemy, na ile można pozwolić tym największym wtedy, kiedy ulegają pokusie ograniczania debaty na rzecz podejmowania decyzji w oderwaniu od wspólnotowych mechanizmów.
zew, PAP