Po tych wydarzeniach ulicami miasta przeszła manifestacja antyfaszystowska. W przekonaniu jej uczestników za tymi tragicznymi zdarzeniami stoją osoby z związane z ruchami faszystowskimi. Policja i prokuratura nie informują o tym aspekcie sprawy, zasłaniając się dobrem prowadzonych śledztw. Działacze podlaskiego SLD uważają, że nie wyciągnięto w regionie wniosków z wydarzeń z ubiegłego roku, gdy miała miejsce cała seria incydentów o charakterze rasistowskim i ksenofobicznym.
Niszczono wtedy obiekty kultury żydowskiej, polsko-litewskie dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości w gminie Puńsk, z atakami nietolerancji spotykali się obcokrajowcy. Śledztwa trwają, sprawcy nie zostali dotąd ustaleni. Jak mówili politycy lewicy, widać "wzrost tendencji o charakterze nietolerancyjnym, sympatii o zabarwieniu faszystowskim oraz ksenofobicznym, które toczą nasz region jak złośliwy nowotwór".
Wybrany w minioną sobotę nowy przewodniczący SLD w regionie Krzysztof Bil-Jaruzelski apelował, by "inne siły polityczne się nie wstydziły" zabrać głosu w tej sprawie. Bil-Jaruzelski ocenił, że generalnie partie milczą w tej sprawie. W jego ocenie, problem jest szerszy niż tylko kwestia zajść między młodzieżowymi subkulturami, powodowanych osobistymi animozjami. - To się wpisuje w szereg wydarzeń, które w tym województwie mają miejsce od dłuższego czasu. Najgorsze to chowanie głowy w piasek - dodał.
Władze miasta są pozytywnie nastawione i popierają każdą inicjatywę, która w jakimkolwiek stopniu może wpłynąć na poprawę sytuacji - powiedział PAP zastępca prezydenta Białegostoku Aleksander Sosna. Zwrócił jednak uwagę, że samorząd może działać w granicach prawa i nie można oczekiwać, że sam rozwiąże wszelkie "bolączki". Zwrócił uwagę, że przeciwdziałanie takim zjawiskom wymaga działań wielu instytucji, w tym organów państwa czy Kościołów.
ja, PAP