21 kwietnia podczas marszu w obronie Telewizji Trwam Jarosław Kaczyński zaapelował do Zbigniewa Ziobry i jego środowiska, by wrócili do PiS. Ziobro zadeklarował wówczas chęć współpracy, tłumacząc później, że nie oznacza to powrotu do partii, z której zostali wyrzuceni. 24 kwietnia Ziobro wysłał do Kaczyńskiego list, w którym wyliczył warunki, jakie muszą być spełnione, by posłowie jego ugrupowania wrócili do PiS.
- List to było uświadomienie Jarosławowi Kaczyńskiemu, że to on nas wyrzucił, a nie myśmy odeszli. A powrót do PiS musiałby się wiązać z warunkami, które w oczywisty sposób są nie do przyjęcia dla Jarosława Kaczyńskiego – tłumaczył Kurski. Wśród tych warunków znajduje się odejście od programu Zyty Gilowskiej, potępienie traktatu lizbońskiego, pakietu klimatycznego i języka mówiącego o tym, że dochodzenie do prawdy smoleńskiej musi oznaczać wojnę z Rosją oraz demokratyzacja PiS. Wedle oceny Kurskiego nie ma szans na spełnienie tych warunków.
Europoseł ocenił też zachowanie Jarosława Kaczyńskiego po skończonym przemówieniu, w którym apelował o współpracę środowisk prawicowych. - Kaczyński przemawiał pod kancelarią premiera, Zbigniew Ziobro pod Belwederem. Z wzajemnym szacunkiem i równymi szansami. Do głowy mi nie przyszło, że po Kancelarii Premiera Jarosław Kaczyński zawinie się z gorylami do limuzyn i odjedzie - stwierdził. - W trakcie gdy Ziobro przemawiał wypróbowani towarzysze z PiS krzyczeli mu w twarz, a jeszcze inny wypróbowany towarzysz przykręcił gałkę, żeby Ziobro sam siebie nie słyszał - dodał Kurski.
ja, PAP