Miało być o pięknej słowiańskiej przyjaźni. Nie będzie. Miało być o znakomitej grze wybrańców Smudy i historycznym meczu. Nie będzie. Miało być o wielkim święcie piłki nożnej i polskiej gościnności. Nie będzie. Wydarzenia sprzed meczu Polska-Rosja, ze Strefy Kibica i jej okolic, muszą zdominować dzisiejszy dzień. I o nich będzie. Bez cenzury.
Na ten mecz – historyczny, ważny, z wieloma podtekstami – jechałem prosto z pracy. Jechałem niecierpliwy i pełen obaw o to, czy zdążę. Nie bałem się zamieszek, kibicowskich prowokacji. Miałem raczej nadzieje na wielkie piłkarskie święto zaprawione polsko-rosyjską przyjaźnią. Bo że ta ostatnia istnieje nie mam wątpliwości. Znam wielu Rosjan, w trakcie pierwszego spotkania widziałem wielu kibiców zza wschodniej granicy umalowanych w biało-czerwone barwy, z polskimi szalikami. Mówili, że bardzo nam kibicują, że świetnie się w Polsce czują i że chcą razem z nami wyjść z grupy na Euro 2012.
Wydawało się, że zabawa będzie trwać w najlepsze. Na kilka godzin przed meczem tak właśnie było. W Strefie Kibica trwała wtedy wspólna, polsko-rosyjska zabawa. Niestety, dojechałem za późno, żeby przeżyć to osobiście. Dojechałem w momencie, gdy zamiast śpiewać „Polska, biało-czerwoni”, kibice woleli krzyczeć „ruska k…” czy „k… i śmiecie z Warszawy nie wyjedziecie”. Po co? Tego zrozumieć nie potrafię. O ile zadymiarze stanowią ułamek środowiska kibicowskiego, o tyle tego typu obraźliwe, wulgarne i obrzydliwe hasła skandowała znakomita większość otaczającego mnie tłumu (choć nie wszyscy! – na szczęście).
Oglądałem mecz reprezentacji mojego kraju i zamiast słyszeć i uczestniczyć w dopingu dla polskiej drużyny słyszałem głównie wyzwiska pod adresem Rosjan. Smutne jest to, że te wyzwiska były śpiewane głośniej niż przyśpiewki mające na celu wyrażenie wsparcia dla piłkarzy grających z orzełkiem na piersi. A więc to nie piłka była tego wieczoru najważniejsza.
Ale to wszystko mało. Oprócz durnych, idiotycznych i wulgarnych przyśpiewek, część – na pewno stanowiąca mniejszość, ale mniejszość bardzo widoczną – osób zgromadzonych przed Strefą Kibica starła się z policją. Do pacyfikacji tej grupy bandytów (tak, nie bójmy się tego słowa – to nie byli żadni tam pseudokibice tylko bandyci), nie wystarczyły nawet zwykłe pałki. Potrzebne były armatki wodne i karabinki. Ilości butelek, które poleciały w stronę policjantów – i niestety kibiców – nie zliczę. Szkło było wszędzie.
Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo. Te słowa znalazły się sześć lat temu na okładce jednego z tabloidów, dzień po przegranym meczu Polaków z Ekwadorem. Dzień po meczu Polska-Rosja gazety powinny powtórzyć ten tytuł – bo tylko tymi słowami można określić zachowanie bandytów, których celem nie było kibicowanie Polsce, ale przynoszenie jej wstydu. Tak, pierwszy raz w życiu wstydziłem się, że jestem Polakiem. Bo te obrazki obiegły już cały świat.
Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo.
Bandyci - nie nazywajcie się Polakami
Wydawało się, że zabawa będzie trwać w najlepsze. Na kilka godzin przed meczem tak właśnie było. W Strefie Kibica trwała wtedy wspólna, polsko-rosyjska zabawa. Niestety, dojechałem za późno, żeby przeżyć to osobiście. Dojechałem w momencie, gdy zamiast śpiewać „Polska, biało-czerwoni”, kibice woleli krzyczeć „ruska k…” czy „k… i śmiecie z Warszawy nie wyjedziecie”. Po co? Tego zrozumieć nie potrafię. O ile zadymiarze stanowią ułamek środowiska kibicowskiego, o tyle tego typu obraźliwe, wulgarne i obrzydliwe hasła skandowała znakomita większość otaczającego mnie tłumu (choć nie wszyscy! – na szczęście).
Oglądałem mecz reprezentacji mojego kraju i zamiast słyszeć i uczestniczyć w dopingu dla polskiej drużyny słyszałem głównie wyzwiska pod adresem Rosjan. Smutne jest to, że te wyzwiska były śpiewane głośniej niż przyśpiewki mające na celu wyrażenie wsparcia dla piłkarzy grających z orzełkiem na piersi. A więc to nie piłka była tego wieczoru najważniejsza.
Ale to wszystko mało. Oprócz durnych, idiotycznych i wulgarnych przyśpiewek, część – na pewno stanowiąca mniejszość, ale mniejszość bardzo widoczną – osób zgromadzonych przed Strefą Kibica starła się z policją. Do pacyfikacji tej grupy bandytów (tak, nie bójmy się tego słowa – to nie byli żadni tam pseudokibice tylko bandyci), nie wystarczyły nawet zwykłe pałki. Potrzebne były armatki wodne i karabinki. Ilości butelek, które poleciały w stronę policjantów – i niestety kibiców – nie zliczę. Szkło było wszędzie.
Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo. Te słowa znalazły się sześć lat temu na okładce jednego z tabloidów, dzień po przegranym meczu Polaków z Ekwadorem. Dzień po meczu Polska-Rosja gazety powinny powtórzyć ten tytuł – bo tylko tymi słowami można określić zachowanie bandytów, których celem nie było kibicowanie Polsce, ale przynoszenie jej wstydu. Tak, pierwszy raz w życiu wstydziłem się, że jestem Polakiem. Bo te obrazki obiegły już cały świat.
Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo.
Bandyci - nie nazywajcie się Polakami