"Zachowanie kibiców Irlandii uważam za sprzeczne z tym, co uważam za kibicowanie. Sądzę, że to piłkarze są dla kibiców, a nie kibice dla piłkarzy. Kto komu ma dostarczać rozrywki, kto jest tu biorcą a kto dawcą radości, kto komu ma służyć? Ci ludzie zarabiają ogromną kasę i za to mają dawać mi miły sposób spędzania wolnego czasu, mają zachwycać mnie swoją grą, mają dostarczyć mi radości" - pisze na swoim blogu Marek Migalski. Kibice Irlandii - mimo dwóch porażek swojej drużyny, która straciła już szansę na awans do ćwierćfinału - manifestują solidarność z piłkarzami.
Migalski nie zgadza się z tym, że - aby być prawdziwym kibicem - należy "jeździć za tymi facetami, wspierać ich, wybaczać fatalną grę, kopaninę, a jak już przerżną, co mieli do przerżnięcia, to winienem im klaskać, chwalić, że grali do końca i najlepiej śpiewać, że nic się nie stało". "To jakiś absurd i odwrócenie ról – ja mam sobie siedzieć przed telewizorem, marudzić, kiedy faceci, którzy nic innego nie robią całe życie, nie potrafią przyjąć piłki, wyśmiewać się z ich póz i min. Lub zachwycać się nimi, kiedy grają koncertowo, kiedy pokonują innych, kiedy są świetni. Inaczej staję się więźniem tych, których zadaniem jest dostarczanie mi rozrywki" - wyjaśnia eurodeputowany PJN.
"Ej, ludzie, to jest sport – tu chodzi o zabawę. Mam, za swoje pieniądze, dostać dobre widowisko w wykonaniu mojej ulubionej drużyny, a nie zostać jej więźniem. Jak przegrywają, to mam prawo, a nawet obowiązek, wyrazić swoje rozczarowanie i zawód, a jak zostają mistrzami, to mam prawo, a nawet obowiązek, cieszyć się tym i skakać do góry. W przeciwnym przypadku sport przestaje być sportem, kibic kibicem, a gladiator gladiatorem" - podsumowuje Migalski.
arb
"Ej, ludzie, to jest sport – tu chodzi o zabawę. Mam, za swoje pieniądze, dostać dobre widowisko w wykonaniu mojej ulubionej drużyny, a nie zostać jej więźniem. Jak przegrywają, to mam prawo, a nawet obowiązek, wyrazić swoje rozczarowanie i zawód, a jak zostają mistrzami, to mam prawo, a nawet obowiązek, cieszyć się tym i skakać do góry. W przeciwnym przypadku sport przestaje być sportem, kibic kibicem, a gladiator gladiatorem" - podsumowuje Migalski.
arb