Czy największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polaków są dziś gangi ciężarnych kobiet, albo dzieci obwieszone ładunkami wybuchowymi? Zdaniem MSW – najwyraźniej tak.
Donald Tusk i jego ministrowie w ostatnich latach przekonywali nas, że żyjemy na zielonej wyspie, która bohatersko opiera się kolejnym falom kryzysu i wyróżnia się kolorem na tle czerwonej (ergo – pogrążonej w kryzysie Europy). Teraz jednak okazuje się, że nasza zielona wyspa bardziej niż Irlandię (w czasach gdy kraju tego nie musiała jeszcze ratować UE) przypomina Irak i Afganistan. Oto bowiem MSW uznało, że ze względu na „coraz bardziej wyrafinowane i przemyślane działania grup przestępczych i organizacji terrorystycznych” należy umożliwić polskim policjantom strzelanie do dzieci (czyli osób poniżej 13 roku życia) i kobiet w ciąży. Mało tego – policjant powinien móc do nich strzelać bez ostrzeżenia, jeśli tylko poczuje się zagrożony. Innymi słowy najpierw strzelaj – a potem pytaj, czy trzecioklasista sięgał po ukryty w połach płaszcza detonator, czy może tylko poprawiał tornister.
To, że organizacje terrorystyczne sięgają po „coraz bardziej wyrafinowane i przemyślane działania” to prawda. Al.-Kaida i jej liczne klony często wciągają w swoją świętą wojnę dzieci i kobiety. Jeśli taka kobieta obwiesi się jak choinka plastikiem – może wyglądać jakby była w ciąży. Również dziecku można wcisnąć w rękę granat i polecić, by wyciągnęło zawleczkę, gdy będzie mijać policjanta. To wszystko prawda – tyle że takie rzeczy dzieją się w krajach oddalonych od Polski o tysiące kilometrów: Iraku, Afganistanie, Pakistanie, Nigerii. Konia z rzędem temu kto powie kiedy w Polsce – ba, kiedy w Europie - doszło do choćby jednego ataku z udziałem ciężarnej kobiety lub dziecka użytego w charakterze żywej bomby. Nigdy? Więc o czym dyskutujemy?
MSW odpowiedziałoby pewnie, że to, iż do takiego ataku nie doszło nie znaczy, że dojść do niego nie może. Owszem – globalizacja ułatwia „eksport” terroryzmu. Ale takie prewencyjne zwiększanie uprawnień policji w tak delikatnym zakresie jak strzelanie do kogoś w majestacie prawa to droga do tego, by – wzorem Hosniego Mubaraka – wprowadzić w Polsce 30-letni stan wojenny. Wtedy nie potrzeba będzie żadnych ustaw – każdy kto nosi mundur, będzie mógł strzelać do każdego kto wyda mu się podejrzany, a po 20 wprowadzi się godzinę policyjną i będzie spokój. Tylko czy o takie bezpieczeństwo nam chodzi?
Polacy mają skłonność do popadania ze skrajności w skrajność. Dotychczas policjant, który decydował się sięgnąć po broń musiał najpierw oddać przynajmniej jeden strzał ostrzegawczy w powietrze (nawet jeśli miał naprzeciwko siebie nie 8-latka tylko barczystego dwudziestolatka uzbrojonego w broń maszynową), potem strzelić w stronę przeciwnika na tyle precyzyjnie, by go obezwładnić nie powodując zbyt poważnego uszczerbku na zdrowiu (odszkodowanie!), a na koniec pozbierać łuski i sporządzić protokół z całego zdarzenia. W przypadku starcia z kimś, kto również miał ochotę strzelać – ale nie musiał postępować zgodnie z tym zawiłym regulaminem – stawiało to policjanta na z góry przegranej pozycji. Teraz więc – dla równowagi – postanowiono przesadzić w drugą stronę.
Fundamentem zachodniej demokracji jest wolność, która opiera się na obywatelskich swobodach. Jednym z fundamentów tejże wolności jest przeświadczenie, że ani nikt z nas, ani nasze dziecko, ani ciężarna żona nie zostanie – w majestacie prawa – zastrzelona przez uzbrojonego przedstawiciela państwa, który poczuł się zagrożony. Oczywiście nie podejrzewam policjantów o to, że po ewentualnym wejściu w życie nowego prawa zaczną podejrzliwie łypać w stronę dzieci i ciężarnych kobiet odruchowo szukając w kaburze pistoletu, ale podobno nawet nienabita strzelba czasem wypali, a co dopiero nabity pistolet policjanta, któremu damy pełne prawo do tego, by strzelał do wszystkiego co się rusza?
Polska to nie Afganistan – ale jeśli w imię walki z wrogami wolności ograniczymy prewencyjnie swobody obywatelskie – to wcale nie musimy stawać się Afganistanem, by terroryści tryumfowali. Dlatego apel do MSW: nie bójcie się ciężarnych kobiet!
To, że organizacje terrorystyczne sięgają po „coraz bardziej wyrafinowane i przemyślane działania” to prawda. Al.-Kaida i jej liczne klony często wciągają w swoją świętą wojnę dzieci i kobiety. Jeśli taka kobieta obwiesi się jak choinka plastikiem – może wyglądać jakby była w ciąży. Również dziecku można wcisnąć w rękę granat i polecić, by wyciągnęło zawleczkę, gdy będzie mijać policjanta. To wszystko prawda – tyle że takie rzeczy dzieją się w krajach oddalonych od Polski o tysiące kilometrów: Iraku, Afganistanie, Pakistanie, Nigerii. Konia z rzędem temu kto powie kiedy w Polsce – ba, kiedy w Europie - doszło do choćby jednego ataku z udziałem ciężarnej kobiety lub dziecka użytego w charakterze żywej bomby. Nigdy? Więc o czym dyskutujemy?
MSW odpowiedziałoby pewnie, że to, iż do takiego ataku nie doszło nie znaczy, że dojść do niego nie może. Owszem – globalizacja ułatwia „eksport” terroryzmu. Ale takie prewencyjne zwiększanie uprawnień policji w tak delikatnym zakresie jak strzelanie do kogoś w majestacie prawa to droga do tego, by – wzorem Hosniego Mubaraka – wprowadzić w Polsce 30-letni stan wojenny. Wtedy nie potrzeba będzie żadnych ustaw – każdy kto nosi mundur, będzie mógł strzelać do każdego kto wyda mu się podejrzany, a po 20 wprowadzi się godzinę policyjną i będzie spokój. Tylko czy o takie bezpieczeństwo nam chodzi?
Polacy mają skłonność do popadania ze skrajności w skrajność. Dotychczas policjant, który decydował się sięgnąć po broń musiał najpierw oddać przynajmniej jeden strzał ostrzegawczy w powietrze (nawet jeśli miał naprzeciwko siebie nie 8-latka tylko barczystego dwudziestolatka uzbrojonego w broń maszynową), potem strzelić w stronę przeciwnika na tyle precyzyjnie, by go obezwładnić nie powodując zbyt poważnego uszczerbku na zdrowiu (odszkodowanie!), a na koniec pozbierać łuski i sporządzić protokół z całego zdarzenia. W przypadku starcia z kimś, kto również miał ochotę strzelać – ale nie musiał postępować zgodnie z tym zawiłym regulaminem – stawiało to policjanta na z góry przegranej pozycji. Teraz więc – dla równowagi – postanowiono przesadzić w drugą stronę.
Fundamentem zachodniej demokracji jest wolność, która opiera się na obywatelskich swobodach. Jednym z fundamentów tejże wolności jest przeświadczenie, że ani nikt z nas, ani nasze dziecko, ani ciężarna żona nie zostanie – w majestacie prawa – zastrzelona przez uzbrojonego przedstawiciela państwa, który poczuł się zagrożony. Oczywiście nie podejrzewam policjantów o to, że po ewentualnym wejściu w życie nowego prawa zaczną podejrzliwie łypać w stronę dzieci i ciężarnych kobiet odruchowo szukając w kaburze pistoletu, ale podobno nawet nienabita strzelba czasem wypali, a co dopiero nabity pistolet policjanta, któremu damy pełne prawo do tego, by strzelał do wszystkiego co się rusza?
Polska to nie Afganistan – ale jeśli w imię walki z wrogami wolności ograniczymy prewencyjnie swobody obywatelskie – to wcale nie musimy stawać się Afganistanem, by terroryści tryumfowali. Dlatego apel do MSW: nie bójcie się ciężarnych kobiet!