Członkowie komisji krajowej 28 sierpnia odpiłowali znad bramy napis "im. Lenina", który wisiał tam od maja z inicjatywy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza (PO).
Dziś przewodniczący NSZZ ”Solidarność” zeznawał w charakterze świadka w postępowaniu toczonym w związku z uszkodzeniem mienia - powiedział Błażej Bąkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Wyjaśnił, że postępowanie jest prowadzone pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Oliwa, która zleciła policji przesłuchanie szefa związku.
"Haniebny napis powieszony w nocy"
Duda powiedział dziennikarzom, że zeznając "przedstawił chronologicznie sytuację od początku, jak ten napis w sposób dla nas haniebny w nocy został powieszony". - Tak to się działo, że nikt nikogo nie pytał, nie było żadnych rozmów, nie było nawet pytania do związku, czy to akceptuje i jaką ma opinię na ten temat (zawieszenia napisu – red.) – mówił szef związku.
Powiedział, że na początku związkowcy myśleli, że napis jest powieszony na potrzeby filmu Andrzja Wajdy o Lechu Wałęsie. - Okazało się, że myliliśmy się i to bardzo, no i stąd później 28 sierpnia taka, a nie inna kolegialna decyzja KK - powiedział Duda. - Decyzja była słuszna, ze względu na łzy ludzi, którzy przychodzili codziennie przed bramę i mówili: panie przewodniczący, jak tak może być - dodał szef "S".
Duda: przestępstwo było z drugiej strony
Piotr Duda powiedział też, że jest mu bardzo przykro, "że tak się stało". Wyraził nadzieję, że prokurator nie będzie wszczynał śledztwa. - To wstyd, że Adamowicz poświęca czas prokuratury i policji zgłaszając wniosek o jakiekolwiek z naszej strony przestępstwo - podkreślił Duda. - Przestępstwo było z drugiej strony - dodał.
"Tego napisu już nie będzie"
- Jeżeli ten napis miałby z powrotem wrócić na bramę stoczni gdańskiej, to tak samo kolegialnie ten napis zostanie ściągnięty - zadeklarował przewodniczący "Solidarności" - Po raz trzeci pan prezydent nie będzie miał co wieszać, bo tego napisu już nie będzie - zapowiedział.
Duda wyznał, że jako człowiekowi Solidarności jest mu przykro, bo nie sądził, że będzie musiał się tłumaczyć policji za "Lenina", "którego miejsce jest na śmietniku historii", a nie bramie stoczni. Poinformował też, że na prośbę policji przekazał listę wszystkich członków Komisji Krajowej związku obecnych na posiedzeniu 28 sierpnia w Gdańsku.
Policję zawiadomiło miasto kierowane przez Adamowicza
Policja w tej sprawie przesłuchała ok. 10 osób, planowane są przesłuchania kolejnych. Za zniszczenie mienia grozi kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do 5 lat. Policję o uszkodzeniu mienia zawiadomiło miasto, właściciel napisu.
Odpiłowane metalowe elementy: napis "im. Lenina" oraz Order Sztandaru Pracy policja na początku września odebrała od działaczy "S". Związkowcy przechowywali je w sali BHP.
Lenin wrócił do Gdańska
Miasto Gdańsk postanowiło przywrócić stoczniowej bramie wygląd z sierpnia 1980 r. i w połowie maja, w miejscu dotychczasowego napisu "Stocznia Gdańska S.A.", pojawiła się nazwa "Stocznia Gdańska im. Lenina", na bramę wrócił też metalowy Order Sztandaru Pracy.
Napis był w tym czasie kilka razy zasłaniany transparentem Solidarności. Przeciwna była mu od początku zakładowa "S", a troje pomorskich posłów PiS złożyło do prokuratury zawiadomienie o przestępstwie polegającym na propagowaniu idei komunistycznych. Prokuratura umorzyła jednak sprawę, uznając argumenty samorządu, że brama jest swoistym świadkiem historii.
zew, PAP