Seremet poinformował ponadto, że zgodnie z zapowiedziami prokuratury podjęto decyzje o ekshumacji czterech ofiar katastrofy, a w trakcie rozpatrywania są wnioski dotyczące kolejnych dwóch ofiar. - Spekulacje medialne dotyczące większej ilości przypadków są nie tylko nieuprawnione, ale także godzą w dobra osobiste ofiar tego tragicznego wydarzenia - podkreślił Seremet. Zaznaczył jednocześnie, że nie widzi przesłanek, dla których śledztwo dotyczące katastrofy smoleńskiej należałoby przekazać do prowadzenia innej jednostce organizacyjnej prokuratury.
Seremet zapewnił podczas debaty w Sejmie poświęconej działaniom podjętym po katastrofie smoleńskiej, że do 16 kwietnia 2010 r. w czynnościach identyfikacyjnych i oględzinowych na terenie Instytutu Ekspertyz Sądowych w Moskwie brał udział obok rosyjskich prokuratorów także polski zespół biegłych. Składał się on z: prokuratorów, specjalistów medycyny sądowej z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalistów z Centralnego Laboratorium Kryminologicznego Komendy Głównej Policji oraz specjalistów Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Stołecznej Policji.
Co się działo w Moskwie?- Od dnia 12 kwietnia 2010 r. członkowie tego zespołu uczestniczyli w czynnościach identyfikacyjnych ofiar, które trwały do 16 kwietnia 2010 r. Czynności te prowadzone były przez śledczych i prokuratorów rosyjskich przy udziale przedstawicieli rodzin zmarłych, tłumaczy w obecności polskiego psychologa - powiedział Seremet. Prokurator generalny przedstawił także szczegółowe kalendarium działań polskiej prokuratury od momentu katastrofy po zakończenie procedury identyfikacji ofiar.
- W zamykaniu trumien ofiar katastrofy smoleńskiej w Moskwie uczestniczyli żołnierze brygady z Opola, a przy wielu czynnościach także polscy technicy, pracownicy firmy pogrzebowej i duchowni – podkreślił Seremet. Prokurator generalny opisał m.in. procedurę, jaka była stosowana po katastrofie smoleńskiej w zakładzie medycyny sądowej w Moskwie. - Po rozpoznaniu ciała przedstawiciele rosyjskiego organu procesowego sporządzali odpowiednią dokumentację procesową – protokoły okazania zwłok. Protokoły te były sporządzane w obecności dwóch świadków, obywateli rosyjskich, z udziałem rosyjskiego biegłego medycyny sądowej, tłumacza oraz osoby dokonującej identyfikacji – wyliczał szef prokuratury. Seremet dodał, że zwłoki opisywano imieniem i nazwiskiem, przy zachowaniu dotychczasowej numeracji, i umieszczano na liście osób rozpoznanych, którą prowadzili Rosjanie. - Po rozpoznaniu zwłok rodzina miała możliwość indywidualnego pożegnania osoby bliskiej i modlitwy w obecności kapłana, bez udziału osób postronnych – podkreślił Seremet.
"Rodziny mogły być obecne przy zamykaniu trumien"Następnie zidentyfikowane ciała były przygotowywane, a następnie umieszczane w trumnach, które zawierały lutowane wkłady i filtry. - Istniała także możliwość indywidualnej obecności rodziny przy zamykaniu trumny. Niektórzy z członków rodzin ofiar skorzystali z tego uprawnienia – poinformował prokurator generalny. - W lutowaniu wkładów i zamykaniu trumien brali udział żołnierze 10. Brygady Logistycznej w Opolu, a przy wielu tych czynnościach obecni byli również przedstawiciele polskiej firmy pogrzebowej, polscy technicy policyjni, polscy duchowni, przedstawiciele rosyjskiej, miejskiej specjalistycznej służby do spraw pogrzebów, którzy wydawali zaświadczenia o zalutowaniu trumny – podkreślił Seremet. Następnie władze Moskwy wystawiały medyczne świadectwa zgonu, a przedstawiciele polskiej ambasady w Moskwie sporządzali protokół o zgłoszeniu zgonu poszczególnych ofiar katastrofy oraz składali wniosek o dokonanie odprawy trumien z ciałami. Na podstawie protokołu przedstawiciele ambasady w Moskwie przejmowali zwłoki, następnie trafiały one wojskowym transportem do kraju, gdzie odbywały się pochówki.
"Sami w Rosji działać nie mogliśmy"- Nie było możliwości, by polscy prokuratorzy wojskowi wykonywali samodzielnie jakiekolwiek czynności procesowe w Rosji - oświadczył jednocześnie prokurator generalny Andrzej Seremet. - Przedstawiając przebieg działań polskich prokuratorów wojskowych w Rosji w pierwszych dniach po katastrofie, nie można nie wspomnieć o tym, że nie było możliwości samodzielnego wykonywania przez nich jakichkolwiek czynności procesowych, tak samo jak nie byłoby możliwe samodzielne wykonywanie jakichkolwiek czynności przez prokuratora obcego państwa na terenie Polski - tłumaczył Seremet.
Polska prokuratora miała prawo wykorzystać w postępowaniu przygotowawczym jedynie dowody uzyskane w drodze pomocy prawnej od właściwych organów Federacji Rosyjskiej w trybie Europejskiej Konwencji o Pomocy w Sprawach Karnych z 20 kwietnia 1959 roku. Wprowadzenie do polskiego śledztwa dowodów uzyskanych w trybie międzynarodowej pomocy prawnej nastąpiło z kolei na podstawie art. 587 Kodeksu postępowania karnego.
Seremet poinformował, że w dniach 11-16 kwietnia 2010 r. przy udziale polskich prokuratorów wojskowych, żołnierzy Żandarmerii Wojskowej oraz funkcjonariuszy ABW w Smoleńsku wykonano kilkadziesiąt czynności procesowych w postaci oględzin przedmiotów znajdujących się na pokładzie Tu-154, z których sporządzono 37 protokołów. Naczelny prokurator wojskowy w nocy z 10 na 11 kwietnia 2010 r. wziął udział w sekcji zwłok prezydenta Lecha Kaczyńskiego przeprowadzonej w Smoleńsku. Polscy prokuratorzy wojskowi brali też udział w przesłuchaniach kluczowych świadków zdarzenia, tj. kierownika lotów, meteorologa lotniska Siewiernyj oraz naocznego świadka katastrofy. - Dodatkowo prokurator wojskowy uczestniczył w czynnościach wykonywanych w Moskwie przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy dotyczących otworzenia, zgrania i odsłuchania rejestratorów pokładowych oraz zapieczętowania oryginalnych taśm w sejfie - relacjonował Seremet.
"Syn Anny Walentynowicz rozpoznał to ciało"
Seremet przedstawił posłom informację "o ciele pochowanym w grobie Anny Walentynowicz". Jak m.in. referował, zwłoki nieustalonej kobiety zostały rozpoznane jako Anna Walentynowicz. Z treści protokołu okazania zwłok celem rozpoznania - powiedział Seremet - wynika, że syn Anny Walentynowicz, Janusz, rozpoznał to ciało, jako swoją matkę "wskazując cechy charakterystyczne m.in. twarzy".
Następnie - mówił prokurator generalny - powstał protokół o zgłoszeniu zgonu i tego samego dnia - 13 kwietnia 2010 r. - wystawione zostało medyczne świadectwo zgonu "dotyczące zmarłej Anny Walentynowicz". Seremet powiedział, że rosyjskie orzeczenie eksperta z dnia 29 kwietnia 2010 r. wykazało, że to ciało nie jest ciałem Anny Walentynowicz, lecz innej ofiary katastrofy wskazanej z imienia i nazwiska. - Ustalenia rosyjskiej ekspertyzy genetycznej zostały później pozytywnie zweryfikowane przez wywołane w toku śledztwa warszawskiej wojskowej prokuratury okręgowej opinie genetyczne Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie - powiedział.
Rosja przekazała dokumenty o wątpliwościach identyfikacyjnych
Prokurator generalny powiedział też, że jeden z ostatnich dokumentów przekazanych przez Komitet Śledczy FR dotyczący wątpliwości identyfikacyjnych sześciu ofiar wpłynął 4 maja 2012 r., a przetłumaczony został na język polski przez tłumacza 23 lipca 2012 r.
Seremet poinformował, że wniosek o ekshumację ciała spoczywającego w grobie Anny Walentynowicz złożył w lipcu jej syn. - Zgłosił szereg zastrzeżeń w odniesieniu do okazanej mu dokumentacji (...) podniósł wątpliwości, czy dokumentacja ta dotyczy jego matki. W toku zeznań podał, ze w Moskwie okazano mu trzy, albo cztery ciała, a matkę rozpoznał po tym, że miała zachowaną twarz - mówił prokurator generalny.
Krewny drugiej z ofiar zeznał, że w Moskwie okazano mu również kilka ciał, z których jedno - jego zdaniem - należało do Anny Walentynowicz. Człowiek ten rozpoznał swoją krewną po "innych cechach charakterystycznych", mimo "rozległych obrażeń twarzoczaszki". Zeznał również - relacjonował Seremet - że odebrał od rosyjskiego prokuratora złotą obrączkę. Jednak w tym samym czasie syn Anny Walentynowicz uznał, że jest to obrączka jego matki.
Wewnątrz obrączki - mówił Seremet - była wygrawerowana data, która - jak ustalił później krewny drugiej z ofiar - nie była datą ślubu jego krewnej. - Dlatego przekazał tę obrączkę synowi Anny Walentynowicz. Świadek ten oświadczył też, że nie był w 100 proc. pewien, że prawidłowo rozpoznał swoją krewną - dodał prokurator.
PAP, arb