Dorn: póki nie poznamy prawdy nie będzie ciszy nad trumnami

Dorn: póki nie poznamy prawdy nie będzie ciszy nad trumnami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ludwik Dorn (fot. PAP/Tomasz Gzell) 
Powołania komisji obywatelskiej oraz publikacji dwóch białych ksiąg dot. katastrofy smoleńskiej - domagał się Ludwik Dorn (Solidarna Polska) podczas debaty w Sejmie nad informacją ministra sprawiedliwości o działaniach po katastrofie. Wnioskował o odrzucenie informacji.

Dorn opowiedział się za powołaniem "wysokiej komisji obywatelskiej", która zajęłaby się wyjaśnieniem przyczyn tragedii smoleńskiej. Postulował też publikację dwóch białych ksiąg - jedna miałaby dotyczyć tego, co działo się przed katastrofą, a druga - wydarzeń, które nastąpiły już po niej, zwłaszcza - mówił Dorn - w stosunkach z władzami Federacji Rosyjskiej.

Poseł Solidarnej Polski ocenił, że premier Donald Tusk (który wystąpił przed ministrem sprawiedliwości) wygłosił w Sejmie przemówienie "w stu procentach polityczne". - Jaką koncepcję zaprezentował premier? Można ją streścić jednym zdaniem - ciszej nad tymi trumnami. (...) Ale póki nie dowiemy się prawdy, (...) to ciszy nad tymi trumnami nie będzie - oświadczył Dorn.

Uznał, że minister sprawiedliwości Jarosław Gowin w swoim wystąpieniu powiedział prawdę, tylko - jak mówił Dorn - "ta prawda jest obrazą dla Rzeczpospolitej". W imieniu klubu Solidarnej Polski zgłosił wniosek o odrzucenie informacji Gowina. Dorn przekonywał, że trzeba wyjaśnić, jak doszło do "systemowego błędu" przy identyfikacji ciał ofiar katastrofy smoleńskiej. Ocenił, że "prawie na pewno" mamy do czynienia z błędem nie tylko przy identyfikacji dwóch ciał, ale na "wiele szerszą skalę". - Nie zarzucam spisków, zmów, zdrady. Ja najpierw widzę jedno: po 10 kwietnia widzę ekipę zdezorientowanych, słabych ludzi, których sytuacja przerosła o całe kilometry - mówił Dorn.

Pytał premiera, czy wiedział, że przy sekcjach ofiar nie było polskich biegłych, ani lekarzy? - Czy było to uzgodnione z panem premierem? - dociekał. Dorn uważa też, że istniała "koncepcja polityczno-propagandowa", która miała polegać na jak najszybszym pochowaniu ofiar katastrofy. - Gdyby wtedy jednak powiedziano prawdę, przynajmniej o trudnościach z identyfikacją ciał, myślę, że wszyscy by to zrozumieli - uznał.

Ocenił też, że to nie tragedia smoleńska dzieli Polaków, tylko stosunek do niej i do tego, co się potem stało. Jak powiedział, "moc sprawcza" zakończenia "jątrzącego podziału" leży w rękach Donalda Tuska, a nie Jarosława Kaczyńskiego.

ja, PAP