- Jakie można mieć wątpliwości? - pyta w rozmowie z Programem I Polskiego Radia Grzegorz Hajdarowicz komentując swoją decyzję o zwolnieniu z pracy redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" Tomasza Wróblewskiego i autora artykułu "Trotyl w tupolewie" Cezarego Gmyza.
Gmyz zapewniał, że jego artykuł był rzetelny - Hajdarowicz zwraca jednak uwagę, że dziennikarz "nie przedstawił żadnego wiarygodnego źródła" z którego uzyskał informacje. - Nie chodzi o nazwiska, ale coś, co wskazywałoby, że miał wiarygodne źródła - zaznaczył. - Tytuł (artykułu) był bardzo ostry, stwierdzający fakt, a nie było pokrycia dla niego. Wiarygodność jest najważniejsza, dlatego nie wyobrażam sobie, żeby takie informacje niesprawdzone pojawiały się na łamach "Rz" - dodał. - Według nas nie było żadnych podstaw żeby napisać taki tytuł, taki tekst o materiałach wybuchowych. To jest konfabulacja. Zwykła czysta konfabulacja i tyle - podsumował..
Hajdarowicz podkreślił również, że nie czytał tekstu przed publikacją. - Zostałem ściągnięty do Polski i wpół do pierwszej w nocy redaktor naczelny przy świadkach powiedział mi, że ma w pełni udokumentowany, potwierdzony materiał, który jest bardzo wrażliwy społecznie, który potwierdził mu prokurator generalny Andrzej Seremet - relacjonował. I dodał, że nie może współpracować z kimś, kto wprowadza go w błąd.
Polskie Radio Program I, arb
Hajdarowicz podkreślił również, że nie czytał tekstu przed publikacją. - Zostałem ściągnięty do Polski i wpół do pierwszej w nocy redaktor naczelny przy świadkach powiedział mi, że ma w pełni udokumentowany, potwierdzony materiał, który jest bardzo wrażliwy społecznie, który potwierdził mu prokurator generalny Andrzej Seremet - relacjonował. I dodał, że nie może współpracować z kimś, kto wprowadza go w błąd.
Polskie Radio Program I, arb