Marek Migalski na blogu zauważa, że między polską a amerykańską kulturą polityczną są poważne różnice. "W USA (Barack) Obama pogratulował (Mittowi) Romney’owi ciężkiej kampanii i dobrej rywalizacji. Ten drugi odwdzięczył się obecnemu i przyszłemu prezydentowi zapewnieniami, że będzie się za niego modlił. Tyle w Stanach Zjednoczonych. A u nas?" - pisze eurodeputowany PJN.
Migalski przypomina następnie wszystkie polskie kampanie prezydenckie. "W 1990 roku Mazowiecki obraził się na Wałęsę, a Geremek biadolił nad głupotą narodu i społeczeństwa" - wspomina. "W pięć lat później to z kolei Wałęsa nie mógł się pogodzić ze swoją przegraną, nie uznawał swojej klęski, pomstował na wszystkich i na wszystko" - kontynuuje. "W 2010 roku, pokonany Kaczyński, oznajmił, że kampanię prowadził na proszkach i że nie uznaje wygranej >pana Komorowskiego<. Określił jego zwycięstwo za osiągnięte przez nieporozumienie i dlatego mu nie należne" - dodaje Migalski.
arb
arb